Dzisiaj
chciałabym napisać nieco o kolorówce, jaką całkiem niedawno otrzymałam w długo
oczekiwanej przesyłce ;-) A mowa o tuszu i eyelinerze Oriflame. Można
powiedzieć – duet idealny, ale czy jest idealny? Przekonajcie się!
Z
doświadczeń sprzed lat podeszłam sceptycznie do kosmetyków tej marki, które nie
raz mnie zawiodły. Zacznę od tuszu Wonder Lash Mascara, który okazał się nie
małym zaskoczeniem. Po otworzeniu przesyłki, od razu sięgnęłam po ten kosmetyk.
Stwierdziłam, że opakowanie, jak opakowanie, proste i kobiece. Odkręciłam, żeby
zobaczyć szczoteczkę, co zawsze najbardziej mnie interesuje i.. Tu przeżyłam
szok. Szczoteczka wyglądała jak pokryta starym podeschniętym tuszem.
Pomalowałam jedno oko i przeżyłam szok po raz kolejny – to wygląda naprawdę
fajnie! Pomalowałam zaraz drugie oko i… Wow! Moje rzęsy pięknie wydłużone i nie
sklejone.
Reakcja
mamy była podobna – ,,stary tusz’’ powiedziała. Pokazałam raz na oku, drugi,
trzeci, i stwierdziła, że świetnie się prezentuje! Okazało się, że
przyzwyczajone do dość rzadkich konsystencji tuszy, była to dla nas mała
nowość.
Wspomniałam
o szczoteczce. Zaskakująca jest jej struktura – silikonowa z wypustkami o
różnej długości, z dwóch stron.
Tusz po
całym dniu noszenia nie osypuje się, ani nie kruszy, jedyne co – nie jest
wodoodporny, ale tego nikt nie obiecywał ;-)
Drugim
zaskoczeniem, to eyeliner w pisaku. Miałam do czynienia z jednym tragicznym
produktem tego typu i jednym słabym.
Liner,
o którym mowa to Eyeliner Stylo Black. Na zewnątrz wygląda jak zwykły mazak. Po
zdjęciu zatyczki też niewiele się różni :)
Czarne,
eleganckie opakowanie, które zawiera 1,6 g produktu oraz precyzyjną końcówkę do
malowania. Dzięki niej możemy narysować odpowiednią dla siebie kreskę, czy to cieniutką
przy linii rzęs, czy klasyczną, wedle uznania. Tusz jest trwały, po
przejechaniu dłonią po oku nie ściera i nie rozmazuje się. W upalne dni może
odbić się na górnej powiece, ale na co dzień nie ma to miejsca. Osobiście
pokochałam go od pierwszej namalowanej kreski.
Ostatnią
kwestią jaką warto poruszyć, to demakijaż – oba produkty zmywam płynem
dwufazowym Flos-lek, który daje sobie radę z nimi w 100%. Przecieram oczy
wacikiem, następnie myję buzię żelem i gotowe! ;)
Można
powiedzieć, że jest to duet idealny, który ostatnimi dniami gości na mojej
twarzy niemal codziennie! :) Poniżej możecie zobaczyć jak prezentuje się makijaż w wersji Oriflame ;-)
Kosmetyki,
które zostały zrecenzowane dostałam w ramach współpracy z Anią z bloga
kosmetyczny biznes (KLIK). Fakt ten nie wpłynął na moją ocenę produktów.
Jeśli
jesteście chętne aby któryś z tych kosmetyków (lub wiele innych) był Wasz –
możecie to zrobić zgłaszając się do konsultantki, lub jeśli jesteście
zainteresowane niższą ceną produktów możecie zarejestrować się do klubu
Oriflame TUTAJ.
Jak
podoba Wam się makijaż wykonany tymi kosmetykami? Jak wasze przeżycia z tą
marką? Macie w swoich kosmetyczkach ich produkty? A może skusicie się? ;-)
Pozdrawiam
serdecznie ! :*