#289. Aktualizacja włosowa - kwiecień!

           Kolejny post podsumowujący miesiąc walki o długość włosów ;-) Tym razem nie skupiałam się na konkretnych produktach - głównie używałam balsamu prowansalskiego Planeta Organica oraz drożdżową maskę BingoSpa na skalp, poza tym szampon i balsam Aleppo również Planeta Organica, szampon Joanny do włosów przetłuszczających się, a także maseczkę z Avonu, odżywkę do włosów kręconych Isany, odżywkę Lee Stafford... 

           Jednak najważniejsze w tym poście są postępy i długość... ;-)



             Uważam że postęp jest, włosy urosły około 2-2,5 cm, jednak zauważyłam przesuszone włosy przy buzi, oraz suche końce. Na minus również zauważyłam, że produkty Planeta Organica spowodowały na skalpie przesuszenie i łupież. Mam nadzieję że drożdżowa maseczka babci Agafii szybko załagodzi ten problem, właśnie od dziś znów gości u mnie w łazience :) 


             Podsumowując ten miesiąc - nie jestem do końca zadowolona, teraz stawiam sobie cel - uspokoić skórę głowy oraz zadbać o odpowiednie nawilżenie włosów. :) 
             A jak Wasze włosy w tym miesiącu? ;-)



             Pozdrawiam :*

#288. Satynowy dotyk od Ingrid Cosmetics :)

            Ostatnimi czasy męczyłam Was recenzjami kosmetyków stosunkowo droższych, czas więc na coś tańszego i bardziej przystępnego. A mowa o różu do policzków Satin Touch od Ingrid Cosmetics (Verona). :) 




           Produkt otrzymujemy w solidnym opakowaniu, z przezroczystą ,,klapką'' przez którą widać kolor różu i pięknie tłoczoną różę, która niestety podczas używania znika, tak jak w moim wypadku. :( 


źródło


           Róż, który chciałam Wam przedstawić oznaczony jest numerkiem 12. Muszę przyznać, że jest to ciekawa opcja kolorystyczna, do której przez długi czas nie miałam przekonania, bo przecież róż musi być różowy, a to nie przypomina klasycznego różu do policzków! Dużo w nim ciepłych (tak mi się wydaje, poprawcie jeśli się mylę! :D) brzoskwiniowych tonów, które początkowo pasowały mi raczej do bronzerów. Szczególnie wybijają się one na zdjęciach nadając temu kosmetykowi zbyt intensywnej pomarańczowej barwy.




          Muszę przyznać, że produkt jest bezproblemowy przy aplikacji - stosowałam do niego parę różnych pędzelków, a za każdym razem efekt na buzi był bardzo zadowalający. Wystarczy przejechać pędzlem po powierzchni, nanosimy do na twarz i... gotowe! Kolor na buzi można stopniować, a nadmiar kosmetyku ,,złagodzić'' pudrem. 
          Obecnie rewelacyjnie współpracuje z pędzelkiem La Rosa :) 




          Jednak najważniejsze są efekty na buzi! :) Przyznam szczerze że pozostawię ten produkt do recenzji a zaraz po niej pójdzie w odstawkę. Okazało się, że obecnie nie umiem sobie wyobrazić codziennego makijażu bez tego różu! :) Nadaje się idealnie na wyjście na uczelnię, do pracy, czy na wyjście ze znajomymi. Nie sprawia także problemu przy wykonywaniu makijażu na szybko, bo: 
a) zaraz ucieknie mi autobus,
b) zaraz się spóźnię,
c) inne wypadki. :D

           Delikatnie zaznacza kości policzkowe, dzięki kolorowi, który nie odznacza się od skóry nadzwyczaj mocno. Możemy wykonać makijaż bez obaw, że wyjdziemy z domu z policzkami klowna :)
           Co do trwałości - ściera się po paru godzinach, jednak szybka poprawka załatwia sprawę. Około 5-6 godzin trwałości jest to dla mnie zadowalający efekt. :) Warto też zaznaczyć że róż ten jest bardzo wydajny, nie osypuje się i nie kruszy, co jest zaskakujące tym bardziej że dostaniemy go w cenie około 7-8 zł.


          Niestety miałam olbrzymi problem ze zrobieniem zdjęć tego kosmetyku w akcji, dlatego post pojawia się dopiero dzisiaj. Były chyba ze 4 podejścia do uchwycenia go na buzi! Dzisiaj się udało, chociaż i tak oczekiwałam o wiele lepszych zdjęć. :)





             Uważam, że za cenę około 7 zł warto kupić ten produkt. Szczególnie polecam kolor z numerkiem 12, który daje niezwykle naturalny i delikatny kolor na twarzy! Myślę, że będzie wręcz idealny dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z makijażem :)




             Znacie te róże? Może macie je w swoich kosmetyczkach? A może jeszcze się zastanawiacie? ;-) 




           Serdecznie pozdrawiam! :*

#287. Sparkling Garbage :)

              W ten ponury dzień chciałabym pokazać Wam jeden z piękniejszych lakierów, jakie miałam przyjemność używać :) 

              Tym cudeńkiem jest oczywiście lakier Orly Sparkling Garbage. Buteleczka o pojemności 18 ml zawiera dość niepozorne drobinki w lekko zielonej bazie. W pełnym słońcu lub w sztucznym świetle pokazują one swoją holo-moc! 
             Nie ma co nakładać lakieru solo, konieczna jest kolorowa baza. 




             W moim przypadku Sparkling Garbage wylądował na jednej z ulubionych mięt - China Glaze, For Audrey. Dwie warstwy dają już naprawdę rewelacyjny efekt rozproszonego holo. Z czystej ciekawości na kciuka oraz palec serdeczny położyłam 3 warstwy, jednak większej różnicy nie odnotowałam. :)
             Nie mogę się przyczepić do pędzelka, aplikacji lakieru, czy trwałości. Zazwyczaj zmywam lakiery dość szybko :) Czas wysychania jest krótki, a jedna warstwa top coatu w zupełności wystarcza, przy okazji nie tłumiąc efektu holograficznego. 

              Zmywanie należy raczej do tych bezproblemowych - nie schodzi jak krem, ale też nie trzeba się namęczyć jak w przypadku zmywania typowych brokatów :)









            Żałuję że nie miałam możliwości sfotografować lakieru w słońcu, ale uwierzcie - jest rewelacyjny! ♥ Jestem nim totalnie oczarowana, a zarazem mega zaciekawiona jak będzie wyglądał na innej, ciemniejszej bazie :) 



            Jak Wam się podoba lakier? Lubicie takie kolory albo efekt końcowy na łapkach? ;-) Chcecie może zobaczyć jak Sparkling Garbage będzie spisywał się na innych bazach? :) 



            Buziaki! :)

#286. Współpraca z Epiekna24 i parę nowości :)

           Już jakiś czas temu nowo powstały sklep Epiekna24 ogłosiła na swojej stronie na facebooku zgłoszenia do współpracy z blogami. Przyznam szczerze, że nie sądziłam że mogłoby mi się udać, ale stwierdziłam: ,,co mi szkodzi?" :) I opłaciło się! Tydzień temu miałam okazję osobiście odebrać uroczą paczuszkę, którą pokazywałam już na facebooku



            Produkty do testowania były umieszczone w fioletową torebeczkę z kokardką w podobnym odcieniu. Na sam ten widok rozbłysły mi oczy *.* Uwielbiam kokardki, a ostatnio ulubionym kolorem jest fiolet :) Długo nie pokazywałam zawartości, ponieważ złapałam zaledwie dwie rzeczy, dorzuciłam do walizki i pojechałam na święta do domu. Ale już teraz mogę Wam zdradzić co znalazło się w środku:


            W paczuszce znalazł się suchy szampon Salon Selectives o zapachu zielonego jabłuszka, który naprawdę tak pachnie *.* Dalej znalazł się różowy lakier Miss Sporty 341, podwójne cienie Miss Sporty 202 Ocean, Mini-me eyeliner również od Miss Sporty w kolorze 070 Neon blue, Ruby Rose Silk Kohl Pencil w kolorze 01 Rich black, oraz błyszczyk PRO'S z  numerkiem 173 :) Nie mogło zabraknąć także czekoladki ze świątecznym motywem! 

            Obiecuję, że już niedługo pojawi się pierwsza recenzja :) Domyślacie się może którego produktu? :D A najbardziej ciekawi mnie kohl, tyle dobrego się o nich naczytałam... *_*




            Chciałam pokazać Wam także parę zamówionych gadżetów głównie do paznokci, które w końcu odebrałam! :)


            Po pierwsze zmywacz w pisaku, dalej dwie zapachowe odżywki, w tym jedna również w pisaku :) 7 zestawów ćwieków dla mnie i jeden dla koleżanki, lakier termiczny, oraz wzorniki, na które polowałam już od dawna :) 


            A jak u Was z przesyłkami, czego jesteście najbardziej ciekawi? ;-) Może chcecie o czymś szczególnym przeczytać w najbliższej przyszłości? :) 





            Serdecznie pozdrawiam :****

#285. Bourjois po raz 1!

         Długo zwlekałam z zakupem jakiegokolwiek produktu od Bourjois, aż do dziś. Po dość szybkim przeglądzie KWC stwierdziłam, że jeśli znajdę w Rossmannie podkład Flower Perfection biorę bez zastanowienia ;-)

         Jak wiadomo, od dziś zaczęło się szaleństwo w Rossmannie - promocje -49% przez 3 tygodnie, ze zmianą asortymentu objętego zniżką co tydzień. 
         Poszłam, zobaczyłam, pomacałam, odnalazłam kolor dla siebie i.... mam go! :) 




,,Dzięki ultralekkiej formule fluidu, podkład Flower Perfection przedłużający młodość skóry, wyrównuje koloryt skóry i tuszuje niedoskonałości. Jedwabista konsystencja nadaje skórze niesamowitą miękkość. A ponieważ piękna cera wymaga ochrony, dodano filtr SPF 15, aby ochronić młodość komórek.
Gładka i piękna cera - taki efekt będzie trwał aż przez 16 godzin! Wzbogacono go w wyciąg z dzikiej azalii, który jest odporny na najbardziej ekstremalny klimat i ceniony za jego właściwości regeneracyjne."


         Kochane, miałyście może z nim do czynienia? ;-) Jakie są Wasze opinie? A może też chcecie kupić ten podkład?

        W niżańskim Rossmannie zapłaciłam za ten produkt 33,09 zł :)





        Pamiętajcie, przez tydzień wszystkie podkłady, pudry, korektory, róże, itp. możecie kupić na promocji -49%! :) 





         Dajcie znać czy skorzystałyście z promocji, może macie to w planach? Co ciekawego kupicie, lub już macie w swoich kosmetyczkach? ;-)



        Buziaki! :)

#284. Cukiereczki na paznokciach, czyli Elation Generation

         Słodkie, różowe, cukierkowe paznokcie? Czemu nie! Takie właśnie są po użyciu lakieru Orly Elation Generation ;-)

          Jest to intensywna różowa baza z milionem srebrnych drobinek, które w sztucznym świetle sztucznym pokazują swoją delikatną holograficzną naturę. Drobinki te nie są chropowate, nie wystają z bazy, rozkładają się równomiernie na całej płytce paznokcia. 
          Do pełnego krycia potrzebowałam 3 warstw, które wyschły zaskakująco szybko. Na wierzchu znajduje się jedna warstwa top coatu, po której uzyskałam piękną taflę.

         Jest to jeden z tych lakierów, który oczarował mnie od samego początku, a aplikacja i efekt końcowy zauroczył mnie do tego stopnia, że śmiało mogę określić Elation Generation jednym z moich ulubionych lakierów do paznokci! :) 





wybaczcie kłaczka, który przyplątał się do zdjęć :D




            Jak Wam się podobają paznokcie w tej wersji? Znacie lakiery Orly?;) 






           Przy okazji chciałabym Wam życzyć zdrowych i spokojnych świąt, smacznego jajeczka i mokrego poniedziałku! :) <3





          Serdecznie pozdrawiam! :*

#283. Różowa pielęgnacja z Lee (1)

           Pewnie wiele z Was zastanawia się kim jest tajemniczy Lee. Zagadka rozwiązana - Lee Stafford to brytyjski fryzjer i stylista fryzur, który wyprodukował i wprowadził do sprzedaży produkty do pielęgnacji i stylizacji włosów. A oto i on:

źródło

           W mojej łazience goszczą dwa produkty sygnowane nazwiskiem Lee Stafford, ale dzisiaj chciałam przedstawić Wam tylko jeden z nich. A jest to odżywka do włosów farbowanych CoLOUR LOvE:


           Odżywka ta zamknięta jest w różowej buteleczce, która mieści 250 ml kosmetyku. Bez problemu możemy kontrolować poziom zużycia produktu. Grafika jest ograniczona do kolorowego kodu kreskowego, oraz fantazyjnych napisów. 
           Na froncie zawarte są informacje w języku angielskim, jak np. dla jakich włosów przeznaczona jest odżywka i co uzyskamy po jej stosowaniu. Na odwrocie znajduje się między innymi skład i sposób użycia. Specjalnie od polskiego dystrybutora znajdziemy także naklejkę z paroma informacjami o produkcie w języku polskim.



           Jak to bywa z takimi naklejkami - pod wpływem wody przestaje ona wyglądać estetycznie, ale jesteśmy w stanie z niej odczytać informacje na temat produktu. Obecnie niestety naklejki już nie ma na buteleczce.. :) 

           Skład jak dla mnie nie powala - dużo silikonów, zapach, a za nim dopiero pantenol (prowitamina B5). Dalej nie widzę nic, co mogłoby być składnikiem aktywnym. Trzeba jednak wziąć pod uwagę fakt, że odżywka przeznaczona jest do suchych włosów, po zabiegu koloryzacji. 
          Wydaje mi się że do tego typu włosów jej skład jest całkiem OK. Takie włosy powinny zachować kolor na dłużej, a zniszczeń nie naprawimy choćby nie wiem co, jednak silikony przez ,,oblepienie'' struktury włosa dadzą w efekcie złudzenie zdrowych włosów, a kolor nie wypłucze się zbyt szybko. 

           Nie mogę się powstrzymać żeby nie napisać paru słów na temat wydobywania kosmetyku z buteleczki. Uwielbiam rozwiązania tego typu - klik i gotowe:) 



           Jednymi z najważniejszych cech organoleptycznych produktu do pielęgnacji włosów jest wygląd, konsystencja i zapach. I tu sprawa zaczyna się komplikować...


           Kolor odżywki jest zwyczajny - biały, a konsystencja gęsta, ale łatwa do rozprowadzenia na włosach. O ile poprzednie ,,parametry'' są w normie, to z zapachem już nie jest tak kolorowo.. Ten ciężko mi określić, ale muszę przyznać, że jest to chemiczny smrodek. Można porównać go do zapachu chemii gospodarczej, fuj!
           Jednak nawet smrodek nie przeszkadza mi w użytkowaniu, bo odżywka broni się efektami, jakie daje na włosach. 

           Zaczęłam używać tego produktu jeszcze kiedy miałam resztki rozjaśnianych włosów - tu odżywka spisywała się dobrze, choć czasami kapryśnie i potrafiłam uzyskać efekt szorstkich i lekko spuszonych włosów. Najczęściej jednak były lekkie, miękkie i wygładzone. 

           Obecnie, kiedy już pozbyłam się blondu, odżywka spisuje się jeszcze lepiej! :) Nie robi mi niemiłych niespodzianek w postaci szorstkich lub lekko spuszonych włosów. Za to otrzymuję po jej zastosowaniu dociążone, wygładzone, miękkie, błyszczące, sypkie włosy. Odżywka nie obciąża ich i nie przyspiesza przetłuszczania. Spisuje się nawet kiedy spieszę się i czas jaki spędza na głowie to zaledwie minuta. :) Warto wspomnieć, że podobny efekt uzyskuję także po użyciu suszarki. :) 




           Odżywkę Lee Stafford bardzo polubiłam, ładnie wygląda na półce w łazience,  mimo niewielkiego nawilżenia i odżywienia daje zadowalający mnie efekt na głowie. Myślę, że dobrze spisałaby się u osób, które farbują włosy lub oczekują wygładzenia na suchych i zniszczonych włosach, chociaż to nie jest warunek konieczny! :) Koszt takiej buteleczki to około 30 zł/250 ml




           Co sądzicie o tej odżywce? Skusiłybyście się na nią? Może zniechęcił Was skład? Uważacie że warto wydać takie pieniążki na produkt sygnowany nazwiskiem Lee? :) 





           Pozdrawiam! :*

#282. Holiday Splendor

           Dziś przychodzę do Was z paznokciowym cudeńkiem! :) A jest to lakier Color Club - Holiday Splendor :) Nie posiadam pełnowymiarowej wersji, jedynie olewkę dzięki uprzejmości pewnej kochanej duszyczki (Preziu - dziękuję! :***). Lakier oczarował mnie jeszcze w buteleczce, a na paznokciach... no, jest szał! :) Zobaczcie sami - poniżej zobaczycie jedną warstwę Holiday Splendor na bazie Kobo - Montreal.







             Malowanie nim nie sprawia najmniejszej trudności - jedna warstwa daje naprawdę rewelacyjny efekt na paznokciach, dzięki zawartości holograficznych drobinek (które niestety niesamowicie ciężko uchwycić na zdjęciu). Szybko wysycha, wystarcza jedna warstwa top coatu do pokrycia całości. 

             Wybaczcie przesuszone skórki, jednak nie mogłam się powstrzymać, musiałam Wam go pokazać! :) 





            Lubicie zielenie na paznokciach? Co sądzicie o tym połączeniu, a przede wszystkim o Holiday Splendor? :) Oczarował Was tak samo jak mnie? :)

           Jeśli jesteście zainteresowane lakierami Color Club, odsyłam Was do sklepu Euro Fashion, gdzie sama zaopatruję się w te cudeńka. Koszt pełnowymiarowej buteleczki o pojemności 15 ml wynosi około 17 zł :)



           Pozdrawiam! :*

#281. Zużycia marcowe

           Dość długo zeszło mi z realizacją postu denkowego, ale już nadrabiam zaległości, od razu przechodząc do rzeczy :) 


           Po pierwsze - pielęgnacja ciała:
           

1. APART Natural, Hipoalergiczny żel pod prysznic, oliwka i buriti - przyznam szczerze, że zawsze unikałam produktów tej firmy, nigdy nie miałam do nich przekonania, aż do teraz! :) Żel był bardzo wydajny, gęsty i świetnie się pienił. Nie podrażniał i nie wysuszał dodatkowo skóry, jednak po kąpieli obowiązkowy balsam do ciała :) Po tej wersji zapachowej nie spodziewałam się rewelacji, a tu zaskoczenie - okazało się że jest to delikatny, przyjemny i nienachalny zapach. 
Kiedyś na pewno będę chciała wrócić do tych żeli, a póki co prym wiodą mydła w płynie tej firmy :) 

2. LABELL, Deo Fresh, Dezodorant antyperspiracyjny - jeden z tańszych produktów tego typu, które miałam okazję używać, a przy tym najlepszy! Kosztuje około 5 zł i dostępny jest w sklepach Intermarche. Raczej bezzapachowy, nie pozostawia białych śladów na ciemnych ubraniach, ani żółtych na jasnych. Niezawodny, zapewnia ochronę przez cały dzień! :) Jeśli macie okazję wypróbować - gorąco polecam! 

3. Orginal Source, Peelingujący żel pod prysznic - spodziewałam się rewelacji a okazała się klapa! :) Poza odświeżającym zapachem nie mogę powiedzieć zbyt wiele dobrego na temat tego produktu. Trochę więcej a jego temat psiałam TUTAJ.


            Kolejna grupa kosmetyków to pielęgnacja włosów:


4. KTC, Pure Coconut Oil - początkowo używany w kuchni, ostatecznie wylądował w łazience :) Bardzo lubiłam olejować nim włosy, spisywał się rewelacyjnie ;) Nie puszył włosów, nie obciążał ich, za to bardzo dobrze nawilżał :) 

5. Love2Mix Organic, Maska stymulująca wzorst, Pomarańcza i chilli - aromatyczne cudo na włosy i skórę głowy ;-) Włosy po jej użyciu były sypkie i mięsiste, nie wzmagała przetłuszczania, pomogła w walce o długość :) Pełną recenzję możecie przeczytać TUTAJ.

6-7. SENS.US Illumyna, Szampon Frequent Use oraz maska So Smooth - pełna recenzja obu produktów znajduje się TUTAJ.



             Pozostałe kosmetyki:


8. Elizabeth Arden Provocative Woman - jedna przyjemniejszych perfum jakie miałam przyjemność używać. Zawsze zazdrościłam tego zapachu mamie, aż w końcu mi go oddała ;-) 
Główne nuty zapachowe to biały piasek, pigwa, wodny lotos, lilia imbirowa. Mimo, że wolę zdecydowanie mocniejsze i cięższe perfumy, to jednak ta wydaje się być najbardziej urzekającą ;-) Ogromny plus za to, że długo utrzymuje się na skórze, przez co jest równocześnie bardzo wydajna. :) 

9. Isana, Zmywacz do paznokci - moim zdaniem jest to jeden z najlepszych zmywaczy jakie dostępne są w drogeriach, bardzo często do niego wracam, chociaż obecnie zakupiłam  dużą butlę (litrową! :D) bezacetonowego zmywacza w Euro Fashion, który spisuje się równie dobrze :) 

10. Maybelline, Affinitone - podkład co do którego mam mieszane uczucia. Lekki, wydajny, nie zapycha, ani nie spływa z twarzy, jednak z drugiej strony nie daje krycia jakiego oczekuję od podkładu, obowiązkowe jest użycie pudru matującego. Krycie zapewniała mi mieszanka podkładu z Dermacolem, jednak nie wyeliminowało to świecenia się buzi. Myślę że to była jednorazowa przygoda z Afiinitonem.


11. Carea, Bawełniane płatki kosmetyczne - co tu dużo mówić? Nie rozwarstwiają się, dobrze spisują się zarówno przy demakijażu, tonizowaniu twarzy, jak i przy zmywaniu paznokci. Często do nich wracam :) 

12. L'biotica, Biovax, Naturalne oleje, Intensywnie regenerująca maseczka - jest to moje małe odkrycie. Saszetkę kupiłam na próbę, kiedy tylko pojawiły się w Biedronce. O ile inne wersje, które miałam okazję używać mnie nie zachwycały, były dość przeciętne, tak ta maseczka okazała się strzałem w 10! Włosy okazały się nawilżone, wygładzone i miękkie w dotyku. Nie były obciążone, ani spuszone. Kiedy tylko będę się wybierać po zakup jakiejś nowej maski do włosów, to na pewno będzie Biovax Naturalne oleje :) Żałuję tylko, że przy zakupie saszetek wzięłam tylko jedną z tej serii... :)

13. IVR, Krem lifting pod oczy - pełna recenzja kremu znajduje się TUTAJ.

14. BANDI, Young Care, Krem złuszczający na noc - kolejny krem z zawartością kwasów AHA w składzie. Przyjemnie lekka formuła kremu to miła odskocznia od mojego standardowego kremu na noc. Bardzo wydajny, próbka wystarczyła mi na kilka użyć. Myślę że na jesień skuszę się na pełnowymiarowy produkt Bandi z kwasami AHA. :)





          A jak Wasze zużycia w marcu? Zmniejsza się ilość zalegających kosmetyków? ;-) U mnie zdecydowanie tak! :) 
          Jakie macie opinie na temat produktów, które znacie i znalazły się w tym poście? A może wszystkie te kosmetyki to dla Was nowość? 



          Pozdrawiam! :*

#280. Amarantus? Poproszę!

          Już w poprzednim poście dotyczącym ulubieńców marca pojawił się właśnie ten produkt. A jest to nawilżający krem-nektar do rąk od Tołpy


           Krem zamknięty jest w biało-niebieskiej tubce mieszczącej 75 ml kosmetyku, oraz ogrom informacji od producenta ;-) Po opakowaniu można spodziewać się, że tak właśnie wygląda amarantus, ale tu wkrada się element zaskoczenia, bo ta roślinka wygląda tak:

źródło

              Mała nieścisłość, ale zupełnie nieszkodliwa. Ta wersja kolorystyczna przemawia do mnie w 100%, jest spokojna, stonowana, idealna dla mnie ;) 

              Producent zapewnia nas, że produkt jest hypoalergiczny i jest odpowiedni dla skóry wrażliwej i odwodnionej. Krem-nektar ma nawilżać i uelastyczniać dłonie

.              Ze względu na to, że krem sprzedawany jest bez tekturowego opakowania producent zamieścił bardzo dużo informacji o kosmetyku na opakowaniu, co możecie zobaczyć na powyższym zdjęciu. Zapewnia nas między innymi, że produkt nie zawiera alergenów, sztucznych barwników, PEG-ów, silikonów, oleju parafinowego, parabenów, czy donorów formaldehydu. Przeglądając skład potwierdzam! :) Najbardziej cieszy mnie brak parafiny. 

             

            Tubka ma klasyczne zamknięcie z wyprofilowanym miejscem dla łatwiejszego otwierania. Nie ma obaw że produkt sam się otworzy, więc bez problemu krem można wrzucić do torebki.


            Krem-nektar ma białą barwę, jest dość gęsty, a mimo to ma lekką formułę. Nie spływa z dłoni, łatwo rozprowadza się po dłoniach, jest przy tym również wydajny. Nie pozostawia tłustej warstwy na dłoniach, a mimo to widać natychmiastowy efekt nawilżenia (zauważam to zwłaszcza po moich suchych skórkach wokół paznokci!). Skóra staje się miękka i gładka. 
           Spodziewałam się po określeniu ,,nektar'' czegoś bardziej lejącego się, a przy tym bardziej aromatycznego. Mimo to jestem zadowolona z produktu, który otrzymałam w tej postaci. 
           W kwestii zapachu należy przyznać, że jest on lekki, delikatnie kwiatowy. Powoli ulatnia się po rozprowadzeniu kremu na dłoniach. 

           Tołpa nie zawiodła mnie - krem ten spisuje się u mnie naprawdę bardzo dobrze. Nawilża, delikatnie pachnie, jest wydajny, opakowanie jest solidne a przy tym kobiece i przykuwa wzrok :)  


            Znacie ten produkt, lub inne kremy Tołpy? Co o nich sądzicie? ;-)



           PS....







            Pozdrawiam! ;)

#279. Marcowe hity i kosmetyk, który okazał się kitem...

         Zazwyczaj rzucam posty na temat ulubieńców danego miesiąca, jednak w przypadku marca nie mogłam się powstrzymać, żeby nie napisać także o kosmetyku, który okazał się nie lada kitem...
         A oto cała gromadka:


          Ale zacznijmy najpierw od tej pozytywnej strony i paru pochwał ;-) Domyślacie się, co okazało się kitem?