#209. Miętowe mani

       Miętę na paznokciach pokochałam na nowo, kiedy po raz pierwszy użyłam na całą dłoń lakieru Savina Light Mist. Dodatkowo na umilenie sobie ponurych sierpniowych dni dodałam błyszczące elementy - brokat i mgiełkę Golden Rose. Efekt mogliście obejrzeć na instagramie lub facebooku. Teraz większa porcja zdjęć trafi tutaj! :)

       Lakier, o którym wspomniałam, to odlewka, którą dostałam w czerwcu, a dopiero teraz doczekała się moich zachwytów. Emalia jest rzadka i dość słabo kryje, potrzebuje 3 warstw, które zobaczycie na poniższych zdjęciach. Szybko wysycha, i po trzech dniach trzyma się rewelacyjnie, bez jakichkolwiek ubytków, odprysków, czy startych końcówek. Niestety Savina nie jest dostępna w każdej drogerii. Możecie lakiery tej marki znaleźć w sklepach Euro Fashion, lub w sklepach internetowych w cenie 9,90 zł za buteleczkę o pojemności 18,5 ml. 

        Jest to mój pierwszy kontakt z tymi lakierami i powiem, że jestem oczarowana, chociaż w przypadku Light Mist mogłoby Was zniechęcić słabe krycie. 












        A tu użyte lakiery:






        Jak podoba Wam się Light Mist? Lubicie mięty/brokaty/mgiełki na paznokciach? :)) Skusicie się, czy może nie macie cierpliwości do malowania 3 warstw? ;) 



        Pozdrawiam! :*

#208. Nawilżający krem odprężający od Tołpy

     Dzisiaj przychodzę do Was z krótką recenzją kremu do twarzy na dzień od Tołpy. Jest to krem z serii hydrativ - nawilżający krem odprężający:



       Ten produkt kupiłam na jednej z promocji Rossmanna, gdzie długo szukałam czegoś lekkiego z filtrem. No i jest!
      Producent zapewnia nas o eliminacji oznak stresu i nawilżeniu skóry wrażliwej, normalnej i mieszanej, odwodnionej i podrażnionej:


       Śmiało można stwierdzić, że jest to krem idealny do codziennego stosowania, jednak przy wyższych temperaturach i mocnym nasłonecznieniu stosuję krem z wyższym filtrem. Dopasowany jest niemal do każdego typu skóry, co bardzo mi odpowiada, ponieważ z czasem moja cera z mieszanej przeszła w stronę normalnej, a czasami wręcz suchej. 


       Krem dostajemy w tubce, która kojarzy mi się z farbami z czasów szkolnych. Bardzo mi się to spodobało - proste opakowanie, graficznie ubogie, ale za to pełne ważnych informacji! Na odwrocie krótki opis kosmetyku, sposób użycia, pojemność..



       Szczerze powiedziawszy nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po lekkim kremie. Przy pierwszym użyciu przeżyłam małe zaskoczenie, kiedy zobaczyłam jego konsystencję, którą ciężko określić. Nie jest wcale rzadki, nie spływa z dłoni. 



       Krem ten ma bardzo przyjemny zapach, który znika po nałożeniu go na twarz. Szybciutko się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy, a po nałożeniu podkładu nie ma konieczności użycia pudru (w przypadku mojej cery!). Uczucie napiętej i suchej skóry w moment znika, buzia jest gładka i nawilżona. Jak z eliminacją oznak stresu - nie mam pojęcia, nie wiem jakie mogą to być oznaki ;-) Niewielka ilość produktu wystarcza na pokrycie całej buzi, więc jest naprawdę wydajny. 

       Warto dodać, że ten kosmetyk nie zatyka porów, nie powoduje, ani nie pogarsza stanu zmian skórnych. Myślę, że zostanę wierna kremom Tołpy. Bardzo polubiłam się z tą marką, moja cera również. Za dobrą wydajność i świetne działanie jestem w stanie wydać nieco więcej na pielęgnację twarzy. Polecam markę, jak i konkretnie ten krem! :)  


      Jakie są Wasze doświadczenia z tą marką? Lubicie, używacie ich kosmetyków, czy wolicie przeznaczyć pieniążki na coś tańszego? ;-) Może miałyście styczność z tym produktem? 



      Serdecznie pozdrawiam :) 

#207. Luźny post na temat włosów :)

       Jeśli śledzicie mnie na facebooku to doskonale wiecie, że dzisiaj byłam u fryzjera. W związku z tym postanowiłam napisać dość luźny post na temat typowo włosowy. 
       Ostatnie cięcie wykonała moja mama na przerwie majowej, włosy sięgały połowy szyi i były super ;-) Szybko odrosły, ale nie pozostały bez zniszczeń. Całą robotę odwaliło suszenie na okrągłej szczotce, prostowanie, którego dopuściłam się ze 2-3 razy, spanie w rozpuszczonych, czasami wilgotnych włosach.. 
       Efekt to przerzedzone, rozdwojone końcówki i suche włosy, które możecie zobaczyć tu:





       Dzisiaj straciłam niewiele z długości, może ze 2 cm, a także wycieniowałam końcówki, oraz podcięłam grzywkę. Włosy zostały wysuszone przy użyciu okrągłej szczotki, jednak dzisiaj w planach mam bieganie, więc i mycie ich po raz drugi ;-) Zobaczymy jak same będą się układać, a w tym momencie wyglądają tak:




      Zdjęcia na bieżąco, w tym te w poprzedniej fryzurze, jak i w obecnej możecie zobaczyć na instagramie ;-)

      Co sądzicie o cięciu? Jak często odwiedzacie fryzjerów? A może same podcinacie sobie włosy? ;-) Jak często pozbywacie się zniszczonych włosów? :) 



       Ja postanawiam trochę bardziej zadbać o moje kłaczki w kwestii zabezpieczania ich i oduczyć się spania w rozpuszczonych włosach ;-) To plan na najbliższe dni i tygodnie. A teraz niech rosną zdrowe jak najdłużej i jak najwięcej :)))

       A tu jeszcze małe porównanie, zdjęcia pochodzą z mojego profilu na instagramie:








      Pozdrawiam !:*

#206. Oko pod znakiem Oriflame ;-)

                Dzisiaj chciałabym napisać nieco o kolorówce, jaką całkiem niedawno otrzymałam w długo oczekiwanej przesyłce ;-) A mowa o tuszu i eyelinerze Oriflame. Można powiedzieć – duet idealny, ale czy jest idealny? Przekonajcie się!



                Z doświadczeń sprzed lat podeszłam sceptycznie do kosmetyków tej marki, które nie raz mnie zawiodły. Zacznę od tuszu Wonder Lash Mascara, który okazał się nie małym zaskoczeniem. Po otworzeniu przesyłki, od razu sięgnęłam po ten kosmetyk. Stwierdziłam, że opakowanie, jak opakowanie, proste i kobiece. Odkręciłam, żeby zobaczyć szczoteczkę, co zawsze najbardziej mnie interesuje i.. Tu przeżyłam szok. Szczoteczka wyglądała jak pokryta starym podeschniętym tuszem. Pomalowałam jedno oko i przeżyłam szok po raz kolejny – to wygląda naprawdę fajnie! Pomalowałam zaraz drugie oko i… Wow! Moje rzęsy pięknie wydłużone i nie sklejone.



                Reakcja mamy była podobna – ,,stary tusz’’ powiedziała. Pokazałam raz na oku, drugi, trzeci, i stwierdziła, że świetnie się prezentuje! Okazało się, że przyzwyczajone do dość rzadkich konsystencji tuszy, była to dla nas mała nowość.

                Wspomniałam o szczoteczce. Zaskakująca jest jej struktura – silikonowa z wypustkami o różnej długości, z dwóch stron.




                Tusz po całym dniu noszenia nie osypuje się, ani nie kruszy, jedyne co – nie jest wodoodporny, ale tego nikt nie obiecywał ;-)

                Drugim zaskoczeniem, to eyeliner w pisaku. Miałam do czynienia z jednym tragicznym produktem tego typu i jednym słabym.



                Liner, o którym mowa to Eyeliner Stylo Black. Na zewnątrz wygląda jak zwykły mazak. Po zdjęciu zatyczki też niewiele się różni :)



                Czarne, eleganckie opakowanie, które zawiera 1,6 g produktu oraz precyzyjną końcówkę do malowania. Dzięki niej możemy narysować odpowiednią dla siebie kreskę, czy to cieniutką przy linii rzęs, czy klasyczną, wedle uznania. Tusz jest trwały, po przejechaniu dłonią po oku nie ściera i nie rozmazuje się. W upalne dni może odbić się na górnej powiece, ale na co dzień nie ma to miejsca. Osobiście pokochałam go od pierwszej namalowanej kreski.
               
                Ostatnią kwestią jaką warto poruszyć, to demakijaż – oba produkty zmywam płynem dwufazowym Flos-lek, który daje sobie radę z nimi w 100%. Przecieram oczy wacikiem, następnie myję buzię żelem i gotowe! ;)

                Można powiedzieć, że jest to duet idealny, który ostatnimi dniami gości na mojej twarzy niemal codziennie! :) Poniżej możecie zobaczyć jak prezentuje się makijaż w wersji Oriflame ;-) 



                Kosmetyki, które zostały zrecenzowane dostałam w ramach współpracy z Anią z bloga kosmetyczny biznes (KLIK). Fakt ten nie wpłynął na moją ocenę produktów.


                Jeśli jesteście chętne aby któryś z tych kosmetyków (lub wiele innych) był Wasz – możecie to zrobić zgłaszając się do konsultantki, lub jeśli jesteście zainteresowane niższą ceną produktów możecie zarejestrować się do klubu Oriflame TUTAJ




                Jak podoba Wam się makijaż wykonany tymi kosmetykami? Jak wasze przeżycia z tą marką? Macie w swoich kosmetyczkach ich produkty? A może skusicie się? ;-)


                Pozdrawiam serdecznie ! :*

#205. Wibo, Eliksir, Nawilżające pomadki do ust

     Już dawno temu miałam zamiar wrzucić na bloga post o moich dwóch Eliksirach od Wibo, jednak często o tym zapominałam. W czerwcu w moje rączki wpadła trzecia sztuka, a po poście u Oli, z którą zakupiłam jedną z pomadek, pozazdrościłam i w końcu zebrałam się w sobie! :) 


      I oto moja skromna kolekcja trzech Wibo Eliksirów. Chyba każdy je widział i miał z nimi mniejszy lub większy kontakt. Opakowania nie kuszą, są tandetne i bardzo słabej jakości. Zdobione są napisem ,,Eliksir'', który zniknął z moich już drugiego dnia. Naklejki opisujące pomadki są trwałe i tylko dzięki nim w pośpiechu wiem, który kolor wrzucam do torebki ;-)





       Pomadki nawilżają usta, nie wysuszają ich. Nie są miękkie jak Celia i nie znikają w mgnieniu oka. Wibo ma znaczną przewagę pod tym względem! Dodatkowy plus to dostępność i cena - znajdziemy je w każdym Rossmanie w cenie około 8 zł, na promocji w granicach 6 zł. 
  


      Muszę przyznać, że pomadki nieco różnią się od siebie, nie tylko kolorystycznie. :) O ile piąteczka i szóstka nakładają się rewelacyjnie i nie zbierają się w załamaniach ust, tak siódemka jest ich przeciwieństwem. Dlatego też ulubioną pomadką Wibo jest ta z numerem 06, a najgorszą - 07. 

      Tu możecie zobaczyć je w akcji... To znaczy na ustach:






       Eliksiry spisują się rewelacyjnie przy każdym makijażu - delikatnym dziennym, jaki i tym mocniejszym, wieczorowym. Gdyby ich trwałość była lepsza mogłabym mówić o absolutnych ulubieńcach wśród szminek i pomadek ;-)



       A Wy co o nich sądzicie? Lubicie? Macie w swoich kolekcjach Eliksiry? Który kolor najbardziej Wam się spodobał? 
       Jeśli jeszcze nie macie ich w swoich kosmetyczkach, czujecie się skuszone? ;-) Ja z czystym sumieniem polecam! :)





      Pozdrawiam! :*

#204. SOS po opalaniu!

      Dzisiaj chciałam Wam napisać kilka słów na temat produktu, który ułatwił mi przejście przez ból i pieczenie po niezbyt rozważnym opalaniu. Szkoda tylko, że nie uchronił przez schodzącą skórą z całych pleców, ale... Nie ma co liczyć na cuda ;-)

      Podczas ostatnich upałów razem z przyjaciółką wybrałam się nad wodę, zaczerpnąć kąpieli słonecznej. Zapomniałam wtedy jak słońce może być zdradliwe i po niecałych 2 godzinach spędzonych na plaży moje ciało nabrało barwy intensywnej czerwieni. Wyobraźcie sobie ból i pieczenie przy każdym dotyku, lub nocne pobudki! :) Dramat! Ale z czeluści zapasów kosmetycznych wyciągnęłam to oto cudo z hasłem ,,SOS po opalaniu":


      Producent obiecuje długotrwałe i intensywne nawilżenie, uczucie chłodzenia i łagodzenie podrażnień ;-) A tu kilka dodatkowych informacji:


        Sama emulsja zamknięta jest w białej tubce o pojemności 200 ml, opatrzonej dość przejrzystą grafiką utrzymaną w kolorach niebieskich i brązu (bordo?). Tubka stoi na zamknięciu z charakterystycznym kliknięciem. Produkt sam nie wycieka, bez problemu można wrzucić emulsję do torby lub walizki ;-)


       Produkt sam w sobie jest biały, dość gęsty, nie spływa z ciała i pachnie jakby gumą arbuzową! :) 


       Emulsja naniesiona na ciało przynosi ulgę i faktycznie daje uczucie chłodzenia! Szybko wchłania się w skórę i nie pozostawia tłustej warstwy. Ja nakładałam jej dość dużo, co wydłużało ten czas, i dawało też poczucie lepkości. W moim przypadku wcierana była 2 razy dziennie, a po trzech dniach zaczerwienienia niemal całkowicie przygasły do fajnej opalenizny, i ustąpiły przeogromnemu swędzeniu! Niestety emulsja nie uchroniła przed schodzeniem skóry, ale to już całkowicie moja wina.. 


      Gdyby i Was spotkało poparzenie słoneczne z czystym sumieniem mogę Wam polecić tą emulsję, która skutecznie złagodzi ból i przyniesie ulgę. 




     

      Co sądzicie o tym produkcie? Jak Wasze przygody z opalaniem? Mam nadzieję, że korzystacie ze słoneczka z umiarem, nie tak jak ja! 



      Pozdrawiam!

#203. Ulubieńcy lipca

      Zbliżamy się do połowy miesiąca, a ja zalegam z ulubieńcami lipca! :) Tak więc dzisiaj krótko o wspaniałej czwórce :)


    
      Ziaja, Tonik BIOaloesowy do cery normalnej i suchej. Mimo, że nie jest to mój typ cery tonik spisuje się idealnie. Kiedy zużyłam kilka innych produktów, a potem wróciłam do tej Ziai przekonałam się że to jest to! :) 
      Eveline Cosmetics, SOS Odmładzający krem-maska do rąk i paznokci 5w1. Zauważyłam, że Eveline ma tendencję do kosmetyków all-in-one. Ten krem może nie nawilża najlepiej suchej skóry dłoni (a takie jest jego przeznaczenie), ale pięknie pachnie i do używania na co dzień, czy do torebki spisuje się idealnie ;-) 
      Bielenda, Bikini, Ochronny krem do twarzy SPF 30. Na lato i słoneczne dni jest idealny: nawilża, chroni, buzia nie błyszczy nadmiernie, nadaje się pod makijaż ;-) 
      Wibo, Eliksir, Nawilżająca pomadka do ust 06. Obecnie jest to najulubieńsza pomadka do ust - nie tylko pod względem koloru, a i nawilżenia. Świetna na każdą okazję, do każdego makijażu! :) 




      A jak Wasi ulubieńcy? ;-) Co sądzicie o moich ulubionych kosmetykach w lipcu? Znacie i lubicie, czy może wręcz przeciwnie? 




     Pozdrawiam! :)

#202. Pierre Rene, Sand Effect, No 10

       Tak jest! Wczoraj zapowiadany piękniś, to lakier, a dokładniej lakier piaskowy od Pierre Rene :)  
       Powiem szczerze, że był to mój pierwszy kontakt z lakierami tej marki. A jak wrażenia? Zapraszam do dalszej lektury.. :)




       Lakier znajduje się w charakterystycznej dla Pierre Rene buteleczce o pojemności 11 ml. Zakręcając/odkręcając pędzelek słychać kliknięcie, co oznacza prawidłowe zamknięcie produktu.Sam pędzelek jest dość długi i równo ścięty na długim trzonku. Dobrze rozprowadza się nim lakier na płytce paznokcia, wystarczą w zasadzie dwa pociągnięcia i po sprawie ;-)

       Bazą jest tu granat ze złoto-zielonym shimmerkiem oraz drobinkami brokatu. Jak dla mnie - obłędne połączenie!:)
       Do pełnego krycia używam 2 warstw, które wysychają dość szybko tworząc, charakterystyczną dla tego typu lakierów, strukturę.. A później... zachwycam się kolorem, wykończeniem, oraz błyszczącymi drobinkami...








        Oraz ujęcia z flashem: 



     


       Co o nim sądzicie? Czy i Was zachwycił tak samo, jak mnie? :) Lubicie piaskowe lakiery?






       Pozdrawiam! :*

#201. UWAGA UWAGA - wyniki rozdania! :)

      Etenszyn pliz! Na miły koniec dnia przychodzę z dobrymi wieściami dla jednej z osób, które zgłosiły się w moim po-urodzinowym rozdaniu! 

      Przypomnę co było do wygrania: 




      Nie chcę specjalnie przedłużać, więc krótko i na temat powiem, że..... 




     ....szczęśliwy los to....



       Kochana, gratuluję! Zaraz wysyłam do Ciebie maila i czekam 3 dni na dane do wysyłki! :) 




      A na kolejny post będzie dotyczył pewnego pięknisia.... ;-) Ktoś zgadnie co to jest? :) 







       Pozdrawiam!