#240. Olejek Sesa - po miesiącu stosowania ;)

         Dziś parę słów na temat mojego ostatniego miesiąca, który minął pod hasłem: olejowanie skóry głowy. ;-) Na początku niesamowicie ciężko było mi się przestawić na ten sposób pielęgnacji po bardzo długiej przerwie w olejowaniu. Wcześniej było to jedynie mycie i zastosowanie odżywki d/s i b/s. 

         Zaczęłam od olejowania raz w tygodniu na noc, potem było to dwa razy w tygodniu, obecnie jest to niemal co każde mycie, zazwyczaj co drugi dzień ;) A jak stosuję ten kosmetyk? Dokładnie wsmarowuję go opuszkami palców w skórę głowy, a po takim masażu skalpu resztę olejku wcieram we włosy na długości.

         Czy zauważyłam efekty? Owszem. Ale najpierw zdjęcie włosów z poprzedniego miesiąca:



        Włosy na zdjęciu z października są świeżo po umyciu, wywijające się na wszystkie strony, co niestety zaburza dokładną ocenę porostu. Wczoraj włosy specjalnie podprostowałam. Mimo, że na zdjęciach tego aż tak nie widać, to na mokro, po umyciu, zauważyłam znaczną różnicę w długości. 



           Ponadto zauważyłam większy blask, brak obciążenia, brak wzmożonego przetłuszczania się włosów. Co tyczy się wypadania - po pierwszych użyciach po przeczesaniu ich szczotką czy palcami, wyciągałam ogromne ilości włosów, teraz się to unormowało. W porównaniu do połowy października jest już nieco lepiej. 

           Miałam po miesiącu z Sesą zacząć kurację innym preparatem, ale postanowiłam zużyć olejek do końca. ;-)

          W skrócie po pierwszym miesiącu zauważyłam na plus:
+ dużą wydajność olejku
+ szybszy porost włosów
+ po miesiącu nieco nieco mniejsza ilość wypadających włosów
+ brak obciążenia włosów
+ brak przetłuszczania się włosów
+ blask
+ nawilżenie skóry głowy i włosów
+ przyjemny zapach

          Myślę, że mogłabym jeszcze więcej plusów wymienić, dlatego po zakończonej kuracji na pewno pojawi się pełna recenzja tego cuda. ;-)



           Jak na razie z czystym sumieniem polecam, a sama chętnie będę kontynuować kurację przez kolejny miesiąc. ;-)



          Jesteście ciekawi moich dalszych zmagań? :)





          Pozdrawiam! :*

#239. Arganowe serum + NIESPODZIANKA :)

       Witajcie!

       Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją arganowego serum do włosów i... małą niespodzianką dla Was :) Na tapecie dziś Bioelixire Argan Oil Serum:


         


       Serum otrzymujemy w skromnym, białym tekturowym opakowaniu zawierającym wszystkie informacje o produkcie. Sam kosmetyk zamknięty jest w przezroczystej buteleczce o pojemności 20 ml z czarną matową zakrętką. Serum jest koloru bursztynowego, więc wyraźnie widać jego zużycie. 

       Producent zapewnia o działaniu nawilżającym, ochronnym i regeneracyjnym, zapobiega rozdwajaniu końcówek, oraz o zawartości dodatkowych olejków w składzie:



          Skład produktu jest typowo silikonowy, dalej zauważamy zapachy, za nimi olejek arganowy, olej jojoba i dalej - olejek słonecznikowy. 




          Serum jest dość rzadkie koloru bursztynowego, o cudownym zapachu - delikatnym i słodkim. :) Mimo konsystencji czuć, że produkt jest lepki - jak tradycyjne silikonowe kosmetyki do włosów. 
          Po odkręceniu buteleczki ukazuje nam się duży otwór, przez który wydobywa się kosmetyk. Niestety jest to dość uciążliwe przez jego konsystencję. Nie raz w pośpiechu udało mi się wylać zbyt dużą ilość serum. Dobrze, że nadmiar można zlać ponownie do buteleczki. :) Mimo to uważam, że jest to bardzo wydajny produkt - w ciągu 1,5 miesiąca zużyłam 1/3 pojemności. 



          A teraz część najważniejsza... efekty i działanie! Serum nakładałam po każdym myciu na mokre lub wilgotne włosy solo lub w połączeniu z odżywką bez spłukiwania. Za każdym razem włosy były miękkie, wygładzone, z lekkim połyskiem, o który walczyłam bardzo długo! Nie zdarzyło się, żeby włosy były obciążone po nałożeniu zbyt dużej ilości produktu. Czasami serum aplikowałam też na suche włosy, gdy zauważyłam po nocy jakieś nieprzyjemne w dotyku kosmyki. W trakcie stosowania tego serum częściej też sięgałam po prostownicę - tu także wielkie zaskoczenie. Zauważyłam o wiele mniej zniszczeń i rozdwojonych kocówek niż przy rzadszym prostowaniu i stosowaniu produktów ,,termoochronnych''.

          Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że arganowe serum do włosów okaże się tak dobrym kosmetykiem. Już wiem, że pozostanę mu wierna, a pozostałe produkty pseudo-zabezpieczające pójdą w zapomnienie! :) Jest to tani, wydajny, pięknie pachnący kosmetyk, o świetnym działaniu! :) Obecnie jego cena w sklepie internetowym Ambasada Piękna wynosi 5,99 zł! 
          Jedynym minusem dla mnie jest zbyt duży otwór, przez który zdarza się wylać zbyt dużą ilość kosmetyku, poza tym jest to mój ideał! :)



Fakt, że dostałam kosmetyk w ramach współpracy nie wpłynął na moją opinię.






           Ode mnie same ochy i achy, więc teraz czas na coś dla Was! :) KONKURS, w którym wygrywa aż 5 osób! 



           Do wygrania jest: 1x Bioelixire Argan Oil Serum 50 ml, 1x Bioelixire Argan Oil Serum 20 ml, 3x kody rabatowe -20% na zakupy w sklepie Ambasada Piękna, w którym znajdziecie ogrom kosmetyków (i nie tylko!) marek takich jak: CHI, czy Biosilk. 

           Aby móc zawalczyć o nagrody musicie być publicznym obserwatorem mojego bloga, polubić Jedwabe Kosmetyki na facebooku, oraz odpowiedzieć na pytanie - Jakie są według Was najciekawsze zastosowania olejku arganowego w pielęgnacji? 

           Żeby zwiększyć swoje szanse możecie dodatkowo polubić moją stronę na facebooku KLIK (+1), oraz udostępnić informację o konkursie (+1) pełna dowolność czy będzie to facebook, twitter, baner w pasku bocznym, informacja w poście.. 

          Osoby, które prowadzą blogi na potrzeby konkursów, nie będą brane pod uwagę! Tu drobna uwaga: jeśli nie masz bloga - nic straconego, wystarczy być aktywnym w internetowo-kosmetycznym życiu :)



          Poniżej mam gotowy wzór zgłoszenia dla Was:

Obserwuję bloga jako:
e-mail:
Lubię Jedwabne Kosmetyki na facebooku jako: (imię + pierwsza litera nazwiska)
Odpowiedź na pytanie:
Lubię Kosmetyczne Rewolucje na facebooku jako: TAK/NIE (imię + pierwsza litera nazwiska)
Udostępniłam informację o konkursie: TAK/NIE (link)




             Jeśli nie będzie zbyt wielu chętnych wyłonię 2 zwycięzców, którzy zgarną serum i kod rabatowy, oraz jedną osobę, która wygra -20% na zakupy w Ambasadzie. 




            Zgłaszać możecie się do 13 grudnia do godziny 23:59! 


           Powodzenia! 

#238. Rossmann -40% - moje łupy :)

        Jak już chyba wszyscy wiedzą, dzisiaj zaczęła się promocja w Rossmannie -40% na kosmetyki do makijażu. :) Oczywiście musiałam polecieć pierwszego dnia, z samego rana, żeby na świeżo upolować co trzeba. 

        Dostałam także polecenie od mamy, żeby kupić jej odpowiedni podkład :) Pojechałam, kupiłam co chciałam i..... tym miłym akcentem kończę tydzień roboczy :) 

        Ciekawi co wpadło do mojego koszyka?



         Zacznijmy od Wibo - dwa brokaty WOW Glitter Manicure: czarny (4) i niebieski (3), oraz ukochany tusz Growing Lashes. Już dawno mi się skończył, ale miałam kilka innych w zapasie, ale teraz skusiłam się, zwłaszcza że kosztował mniej niż 6 zł :)

         Lakier Max Factor - Fatasy Fire. To jest to, na co czekałam od dawna. FF to moje małe marzenie, które w regularnej cenie było dla mnie ciut za drogie. Dzisiaj to idealna okazja do zakupu tego cuda! :)

         Produkty do ust marki Rimmel - lakier do ust Apocalips, oraz pomadka z kolekcji Kate. Apocalips są już tak znane i polecane, że sama chciałam się przekonać czy faktycznie są takie świetne. Wybrałam kolor oznaczony jako Nova.
         Kolejnym planowanym zakupem była wcześniej wspomniana pomadka. Wybitnie spodobała mi się ta z numerkiem 16, którą możecie zobaczyć poniżej:



          Zakupy uważam za bardzo udane, kupiłam tylko to, co chciałam, nie poszalałam i nie ładowałam wszystkiego do koszyka w napadzie ,,szału kosmetykowego'' :) 

          Co sądzicie o moich zakupach? Jak wyglądały Wasze polowania? ;-) A może to jeszcze przed Wami?




          Pozdrawiam! :*

#237. Paznokcie z Audrey :)

         Wczoraj na facebooku wrzuciłam poglądową fotkę lakieru China Glaze - For Audrey. Jestem nim na tyle zauroczona, że od razu postanowiłam napisać tego posta. Niestety musiałam się nieco wstrzymać do dzisiaj, żeby móc zrobić zdjęcia w świetle dziennym. A tu jak na życzenie - piękny słoneczny dzień! :) W dobrym humorze zapraszam na post o Audrey



         For Audrey jest to kremowy lakier w kolorze błękitnej mięty (nie umiem go inaczej określić, kolor idealny *_*). Znajduje się w charakterystycznej dla tej marki buteleczce o pojemności 14 ml. Czymś, co mnie zaskoczyło (i to po raz drugi!) jest konsystencja. Przekonałam się po raz kolejny, że lakiery China Glaze są dość rzadkie, do czego nie przywykłam. O ile z poprzednimi lakierami nie miałam żadnego problemu, poza uciapanymi skórkami, to przy malowaniu Audrey musiałam się natrudzić...
         Lakier jest rzadki, dość szybko wysycha na paznokciu, często pozostawiając smugi. Przyznam szczerze, że lewą rękę malowałam 2 razy, a niektóre paznokcie i 3 razy, dopóki nie wypracowałam sobie swojej metody nakładania tego cuda. Jedna gruba warstwa, następnie po odczekaniu chwilki dopiero druga, cieńsza, do wyrównania. 
         Konieczny do zastosowania jest topcoat, żeby wykluczyć ewentualne smugi i nierówności. 


         Do wizji obecnego mani użyłam dodatkowo na palcu serdecznym dwie cieniutkie warstwy złotego brokatu Delii, z serii Las Vegas, 504.




       A oto efekt końcowy moich zmagań:






         Myślę, że dla tej piękności warto się nieco pomęczyć przy malowaniu. Osobiście jestem nią oczarowana, nie mogę przestać patrzeć się na swoje paznokcie :) 



        A Wy co sądzicie o takim połączeniu? ;-)



        Pozdrawiam :*

#236. Paznokcie w minionym tygodniu... :)

        Dziś dość luźny post, w którym chciałabym przedstawić Wam dwa lakiery, które gościły na moich paznokciach w minionym tygodniu ;-) Są to zupełnie dwa różne kolory - jeden ciemny, pełen roziskrzonych drobinek, drugi jasny, kremowy, słoneczny! 

        Na początku chcę usprawiedliwić kształt - totalnie przejściowy. Kwadratów nie jestem w stanie utrzymać, nawet spiłowanych na totalne zero. Zaokrągliłam je, pozwoliłam odrosnąć i powoli będę bawić się z kształtem :) 


       A teraz czas na prezentację! China Glaze - Skyscraper. Lakier, którego nie umiałam uchwycić pod żadnym kątem, żadnym sprzętem. Jest to piękny granat z ogromem drobinek mieniących się w kolorach srebra i granatu! Coś wspaniałego, polecam zobaczyć na żywo :) Poniżej zdjęcia w świetle dziennym i sztucznym :)




        Drugi, to zupełne przeciwieństwo jesiennej aury. Żółtek, chociaż własnoręcznie rozbielany. Kolejne i w końcu udane podejście do tego koloru na moich paznokciach :) Jest to Miss Selene 218 z dodatkiem bieli od Golden Rose. Na palcu serdecznym dodatek mgiełki Color Club - Starry Temptress Topcoat :)





         I co sądzicie o tych lakierach? Jakie kolory preferujecie? Wybór uzależniacie od pogody, humoru, czy innych czynników? :) 




      Serdecznie pozdrawiam, miłego weekednu! :*

#235. Szampon silikonowy? Dove - Nourishing Oil Care

       Od początku mojej historii z włosomaniactwem odstawiłam szampony silikonowe. Trwało to prawie półtorej roku. Aż do niedawna :) Skończył się w domu mój szampon, więc po długiej walce ze sobą skusiłam się na szampon mamy - Dove z superlekkimi olejkami i olejkiem arganowym. 

        Brzmi cudownie, ale jak wiadomo - w składzie znajdują się silikony oraz konserwanty, barwniki, zapachy... Trochę bałam się użyć go po raz pierwszy, ale ponoć do odważnych świat należy :)




        Producent obiecuje, że uzyskamy jedwabiście gładkie, sprężyste i odżywione włosy. Wszystko brzmi cudownie, ale szampon silikonowy..? Serio?



        Popatrzmy na skład... 



        Jest dość długi, na początku standardowo: woda, substancje myjące w tym SLS, ale dalej... na 4 miejscu widzę olej kokosowy, dalej olej ze słodkich migdałów, olejek arganowy, glicerynę i dopiero silikon. Dalej to już ,,sama chemia'' :) Wielkim zaskoczeniem dla mnie jest tak wysoko w składzie zawartość olejków. 

       Konsystencja szamponu jest bardzo gęsta, co przekłada się na jego rewelacyjną wydajność - już jego odrobina pieni się rewelacyjnie. Przy tym zapach jest bardzo przyjemny, chociaż ja zawsze uwielbiałam kompozycje zapachowe szamponów Dove. Kolor jest lekko złotawy z błyszczącymi maleńkimi drobinkami, przyjemnie komponuje się z grafiką na opakowaniu. 



       A teraz czas na konkrety... Efekty! Po spłukaniu, bez użycia żadnej odżywki, włosy były lekko splątane. I tu pożałowałam mojej decyzji... No ale cóż zrobić? Poczekałam aż wyschną, a tam... Wielkie zaskoczenie! :) 
      Włosy po przeczesaniu palcami są gładkie, miękkie, puszyste, ale nie spuszone, dociążone, ani odrobinę splątane. Moje włosy z natury dość matowe nagle zaczęły się błyszczeć i to w taki sposób że nie mogłam wyjść z podziwu! Dodatkowo nie przyspiesza przetłuszczania się włosów, nie podrażnia i nie powoduje łupieżu. 

       Od teraz, kiedy tylko jestem w domu podbieram mamie Dove, a w ramach zazdrości, na sytuacje awaryjne w Lublinie zakupiłam szampon silikonowy Timotei (szampon i odżywka 2w1, czego nigdy wcześniej nie praktykowałam).. Ale o tym za jakiś czas ;-) 


       Szampon Dove mogę Wam gorąco polecić na większe wyjścia, kiedy oczekujecie, że włosy będą wyglądać nienagannie przez długi czas :) Dostaniecie go niemal w każdym sklepie i drogerii w cenie około 14 zł za 350 ml



        Używacie czasem szamponów silikonowych? Pilnujecie każdego składnika w produktach myjących, czy raczej nie zwracacie na to uwagi? :) Jakie jest Wasze podejście do pielęgnacji włosów?



        Pozdrawiam :*

#234. Jak wykorzystuję niezbyt trafiony kosmetyk..

        Już jakiś czas temu pisałam o balsamie do ust od Pat&Rub, z którego nie byłam do końca zadowolona. A kiedy nie jestem zadowolona z kosmetyku, to ląduje on w otchłani moich pudełek lub kosmetyczek..




        Tak też się stało z tym balsamem, a skoro ma on dość krótki termin ważności ze względu na skład, postanowiłam wykorzystać go przy komputerze. W jaki sposób...?

        Siedząc przy laptopie uwielbiam wcierać w dłonie wszelkiego rodzaju kremy, olejki, odżywki... A skoro skład balsamu Pat&Rub jest bardzo obiecujący postanowiłam wykorzystać go w pielęgnacji skórek i paznokci :)


        Musze przyznać, że w tej roli spisuje się o wiele lepiej niż w nawilżaniu ust i jestem pewna, że szybko go zużyję :) Szybko się wchłania i dość dobrze nawilża suche skórki :)




        Żałuję bardzo, że kosmetyk znanej i dobrej marki, tak bardzo mnie rozczarował, ale... ważne, że znalazłam odpowiednie zastosowanie dla niego :) Nie zmienia to faktu, że nie wydałabym prawie 40 zł za 10 ml balsamu tylko po to, aby używać go sporadycznie do nawilżania skórek i paznokci.




         A Wy jak sobie radzicie z niezbyt trafionymi kosmetykami? Lubicie produkty Pat&Rub?




        I na koniec pytanie za 100 punktów - kto mnie w końcu zmusi do pisania pracy licencjackiej? :D



        Pozdrawiam :*

#233. Ziaja, Pietruszkowy krem pod oczy i na powieki przeciw zmarszczkom.

        Dzisiaj parę słów o produkcie, który kupiłam już dość dawno temu - końcówką maja. Zaczęłam używać go trochę później, a obecnie powoli się kończy, więc myślę, że jest to odpowiedni czas na recenzję kremu pod oczy Ziai. :)



          Ten produkt dorwałam w lubelskim L'eclercu w cenie około 5 zł za 15 ml kremu, o czym pisałam TUTAJ. Po kilku przeczytanych różnych opiniach na temat tego typu kosmetyków, troszkę się wystraszyłam, ale w końcu użyłam po raz pierwszy, drugi, i... przepadłam :) 

          Do zakupu zachęciła mnie cena, marka, a także skład oraz obietnice producenta - nadaje się do skóry w każdym wieku, a także że nadaje się dla osób noszących szkła kontaktowe
          Dla dociekliwych wrzucam skład, który pojawił się na zdjęciach przy poprzednim poście na temat tego kremu:



        Na odwrocie tubki znajdują się dalsze informacje od producenta, jak działanie, sposób użycia, informacje o pH i przeprowadzonych testach dermatologicznych i alergologicznych:



        Wydobycie kremu nie sprawia problemów - po odkręceniu zakrętki ukazuje nam się wypustka z małym otworkiem, przez który możemy wycisnąć odpowiednią (niewielką!) ilość produktu. 



          Krem jest barwy białej, bezzapachowy i dość gęsty. Działania przeciwzmarszczkowego nie potrafię ocenić, ale za to mogę go pochwalić za dobre nawilżanie, szybkie wchłanianie, brak tłustej warstwy na powiekach, oraz jakichkolwiek podrażnień! Spisuje się także do stosowania pod makijaż. Przez swoją konsystencję jest też bardzo wydajny, stosuję go już około pięciu miesięcy dwa razy dziennie :) 


         Przyznam szczerze, że spełnił moje oczekiwania w 100% i z chęcią zostanę mu wierna. Bardzo dobry produkt, w bardzo niskiej cenie i w dodatku ze świetnym składem. Porównując Ziaję z moim poprzednim kremem pod oczy Bandi z ceną sięgającą prawie 50 zł, zdecydowanie wybieram Ziaję! :)




         Używałyście kiedyś kremów pod oczy z Ziai? A może macie swoich ulubieńców? ;-) Czym się kierujecie przy wyborze takiego kosmetyku? :)





        Pozdrawiam! :*

#232. Codzienny makijaż z serii ,,na uczelnię'' :)

        Witajcie! :) 

        Dziś przychodzę do Was z moim dzisiejszym makijażem ,,uczelnianym''. Po dość długiej przerwie z cieniami i pędzelkami w wolnej chwili postanowiłam coś wyczarować :) Podobnie na blogu już wieki nie było żadnego makijażu. 


       Postawiłam w makijażu oczu na delikatne brązy. Podobnie na twarzy, zamiast różu, który towarzyszy mi niemal codziennie, użyłam odrobiny bronzera. :) 



       Poniżej zoom na oczy:






        Co sądzicie o takim połączeniu? :) Wspomnę jako ciekawostkę, że użyłam dziś tylko jednego pędzelka, a nie jak zazwyczaj 3-4 :) 


        Do wykonania całego makijażu użyłam: 

- Podkład: Maybelline Affinitone 09 Opal Rose + Dermacol
- Puder: e.l.f. Matująca pryzma COOL
- Bronzer: Avon, Kuleczki brązujące Arabian Glow
- Cienie: róż z paletki Avon Pink Sands, oraz brązy z cieni Ingrid TRIO 44
- Tusz: Oriflame, Wonder lash mascara, brown
- Pomadka: Avon, Color Trend, Pink Sunrise. 


  
         Mam nadzieję, że taka opcja dziennego makijażu Wam się spodoba i nie usłyszę zbyt wielkiej krytyki! :) Wciąż zaznaczam, że jestem samoukiem i powoli sama próbuję uczyć się tej sztuki :) 




        Serdecznie pozdrawiam! :*

#231. Nowości, same nowości! :)

       Witajcie w ten ponury dzień.

       Dla umilenia paskudnej jesiennej pogody przychodzę do Was z mieszanką zapachów i kolorów :) Wczorajszy dzień poświęciłam na upolowanie nowych wosków Yankee Candle. Na fanpejdżu pytałam o zapachy, które polecacie i bardzo dziękuję za wszystkie opinie! :**** 
       Tak więc wczoraj wybrałam się do sklepu Serce Natury, obwąchałam chyba wszystkie dostępne tam zapachy, i w ostateczności skusiłam się na 4 tarty:




        Beach Walk - ,,Dzień był upalny, ale teraz ocean muska ciało przyjemnym, chłodnym wiatrem. Powoli zapada zmrok. Niepewne dotąd fale stają się hipnotyzujące i miarowe, a horyzont znika gdzieś w czeluściach ciemnego nieba. Świat zasypia, a wypełniona rozgrzanymi ciałami plaża pustoszeje. To idealny moment na romantyczny spacer – w towarzystwie ukochanej osoby i w akompaniamencie rajskich, wyspiarskich aromatów. Wieczorny Beach Walk pachnie pudrowym piżmem, sokiem wyciśniętym z dojrzewających do tej pory beztrosko pomarańczy i aromatem morskiej soli. Kompozycja kusi, zaprasza, chwyta za rękę i prowadzi po bezkresnym piasku.''




         A Child's Wish - ,,Kompozycja beztroska jak zabawa w gronie małoletnich przyjaciół i gwarantująca poczucie bezpieczeństwa kojarzące się z pełną miłości opieką kochanych rodziców. Pachnąca najpiękniejszym bukietem kwiatów – ale nie tym, który kupić można w osiedlowej kwiaciarni! Pąki zamknięte w wosku A Child Wish to płatki ozdabiające wszystkimi kolorami tęczy wiosenną łąkę – nasz ulubiony plac dziecięcych zabaw i miejsce, do którego z czułością wracamy wspomnieniami. A Child Wish to powrót do dzieciństwa – sielskiego, beztroskiego, czeszącego jasne włosy świeżym wiatrem. To kompozycja cudowna, radosna i bezpieczna – idealna dla marzycieli i idealistów.''




        Spiced Orange - ,,Wosk Spiced Orange to rozgrzewająca tarteletka – idealna na chłodne, jesienne i zimowe wieczory, otulająca ciepło nietuzinkowym aromatem, w którym sprawnie przenikają się nuty cytrusów i przypraw korzennych. Ciemny wosk uwodzi pięknym kolorem i jeszcze piękniejszym zapachem. Na pierwszym planie wyczuć można energetyczną pomarańczę, której wysoki, orzeźwiający i letni aromat przeplatany jest niskimi akordami imbiru, cynamonu i przekornych goździków. Doskonale zbilansowana propozycja od Yankee Candle to przeciwwaga dla chłodnego powietrza i smętnej pluchy – idealny poprawiacz nastroju i wierny towarzysz długich wieczorów.''




         Pink Dragon Fruit - ,,Pitaja zakwita tylko w nocy. W dzień natomiast – kusi aromatem oryginalnych, żywo różowych owoców. To właśnie one – truskawkowe gruszki – zebrane zostały na meksykańskich wakacjach, doskonale spreparowane i zamienione w sporą ilość wonnych olejków. Esencja wprost z serca smoczego owocu trafiła następnie do wnętrza wosku – aromatycznego, słodkiego, egzotycznego. Pink Dragon Fruit to zapachowy monochromatyzm w najlepszym wydaniu – długo wyczekiwana randka z meksykańską królową nocy, pachnąca aromatem truskawkowej gruszki i czarująca minimalistyczną formą zaklętą w różowym wosku.''




         Wszystkie opisy pochodzą ze strony goodies.pl.




        Sama nie mogę się zdecydować, który wosk odpalić jako pierwszy ;-) Mojemu K. najbardziej przypadły do gustu zapachy: A Child's Wish oraz Pink Dragon Fruit :) 


      

        Które woski są waszymi ulubionymi? Znacie te kompozycje zapachowe? ;-)



  


        Na woskach nie kończą się nowości, bo... dzisiaj w moje łapki wpadła przesyłka z Alphanailstylist z lakierami China Glaze oraz miniaturką top coatu Poshe. :) Tu wcale nie jest łatwiej, nie mam pojęcia którym kolorem pomalować paznokcie! :)




           Tu w skład przesyłki oprócz Poshe znalazły się kolory: Holly-Day, For Audrey, Tart-y for the party, Hello Gorgeous!, Pure Joy, Skyscraper, Winter Holly.
           Szkoda tylko że moje paznokcie ostatnio nie chcą współpracować ze mną i... zostały nici z kwadratów. :( 


           Znacie lakiery China Glaze? Co sądzicie o tych kolorach? Jakie najchętniej nosicie na paznokciach? :)



           A teraz zabieram się powoli za odpalanie, testowanie, malowanie..! :) 



           Gorąco pozdrawiam! :*

#230. Ulubieni w październiku :)

         Ten post planowałam już na czwartek.. Wyszło jak wyszło, ponieważ nie lubię pisać postów ,,na zapas'', zawsze bloguję na bieżąco. Czwartek i piątek, pewnie jak większość z Was, spędziłam w aucie, lub u rodziny. Z tego też powodu ulubieńcy są dopiero dzisiaj.

         A oto wspaniała gromadka:


         Kilku ulubieńców już się przewinęło przez poprzednie tego typu posty :) Tu znalazły się produkty z trzech kategorii: zapachy, paznokcie, makijaż. 

         Z zapachów wśród ulubieńców znalazła się perfuma FM Group z numerkiem 263. Jest to odpowiednik Gabrieli Sabatini - mocny, intensywny i długo utrzymujący się na ciele zapach. Uwielbiam! Do ulubieńców trafiła także już po kilku użyciach perfuma Avon - Infinite Moment, którą dostałam od Malinki przy okazji naszego ostatniego spotkania, za co bardzo dziękuję!! :* Nie umiem opisać kompozycji zapachowej, jest lekka, bardziej kwiatowa, idealna na codzienne wyjścia :) 

         W kategorii makijaż znalazł się solo Dermacol. Przyznam, że ostatnio bardzo często gościł na mojej twarzy w połączeniu z Affinitonem :) Perfekcyjnie poprawił krycie podkładu i przedłużył jego trwałość. Uwielbiam go i ufam mu w 100%, jeszcze nigdy mnie nie zawiódł :))

        Reszta w kategorii paznokcie jest już częściowo Wam znana ;) Odżywka diamentowa Eveline (KLIK i KLIK) oraz krem do rąk marki Cien (KLIK)- ten duet pojawił się już w poprzednich ulubieńcach :) Ratują moje paznokcie i dłonie, jestem z nich bardzo zadowolona! 
        Nowością tu jest lakier: Color Club - Starry Temptress Topcoat. Świetnie spisuje się przy każdym kolorze i wykończeniu, dodaje uroku paznokciom :) Bardzo często i bardzo chętnie nosiłam go w październiku. Między innymi możecie zobaczyć go TUTAJ. :))



        A jak Wasi ulubieńcy? Jak mija Wam czas związany z tymi ,,świętami''? 



       Pozdrawiam ! :*