#260. Włosowa aktualizacja - styczeń.

        Cześć Kochani!

        Na sam koniec stycznia przychodzę (standardowo już) z aktualizacją włosową, która ma być comiesięcznym podsumowaniem mojego zapuszczania. Tym razem postanowiłam dodatkowo zadbać o odpowiednią pielęgnację na długości. Włosom brakowało nawilżania, dlatego niemal co każde mycie sięgałam po olej kokosowy na co najmniej 2 godziny. Starałam się ograniczyć suszenie włosów, a dodatkowo wyrobiłam sobie nawyk zaplatania warkocza do snu i na zimowe wyjścia :) 
        

        Po kolejnym miesiącu walki włosy wyglądają tak: 



         A poprzednio wyglądały tak:




          Włosy urosły o niemal 3 cm! A to wszystko zasługa maseczki drożdżowej babci Agafii, o której już na dniach napiszę parę słów. Dodatkowo zauważyłam zmniejszone wypadanie włosów. Ten fakt bardzo mnie cieszy, ponieważ od paru miesięcy nie mogłam nic na to poradzić. 

          Jedyny minus - włosy w końcu odczuły skutki jesienno-zimowej aury i zauważyłam zniszczone, rozdwojone i łamiące się końcówki. W lutym, zaraz po sesji, pędzę na podcięcie! :) Trzymajcie mnie za słowo, żebym nie zgłupiała i nie zlekceważyła tego!  :D



          Dla przypomnienia, porównanie jak moje włosy zmieniły się od października! :)





          I co sądzicie o takiej zmianie? Znacie drożdżową maseczkę babci Agafii? :) Jak prezentują się Wasze włosy w okresie zimowym? :) 


        

         Pozdrawiam! :*

#259. Biel ze złotem

         Jestem przekonana, że te osoby, które śledzą mnie na facebooku zapewne już widziały mani, w którym królowała biel i złoto. Dzisiaj postanowiłam podzielić się nim z resztą blogosfery... :) 




         Jak część z Was wie, jestem totalnym beztalenciem w kwestii zdobienia paznokci (w innych też :D), dlatego lubię rozwiązania proste, ale zarazem efektowne. Zdecydowanie do takich należy cieniowanie brokatem. Już podobne ,,zdobienia'' mogliście zobaczyć przy okazji świątecznych lub sylwestrowych paznokci

        Tym razem postawiłam na biel, która od dawna za mną chodziła. Jednak, żeby uniknąć efektu korektora na paznokciach dorzuciłam na wierzch złoty brokat. Użyłam do tego lakierów: Golden Rose Paris 04, którym maluje się świetnie - dwie warstwy, to absolutne maksimum, oraz Vipera Polka 66, którą na paznokcie nałożyłam przy użyciu gąbeczki do makijażu. Na wierzch dorzuciłam warstwę top coatu Poshe i doczyściłam skórki z większości brokatu, na ile byłam w stanie.  







         Niestety, przez obecną pogodę, paznokcie nie wytrzymały. Po paskudnym pęknięciu spiłowałam je, i staram się doprowadzić ja do ładu... 





          Lubicie takie proste zdobienia? Czy może stawiacie na coś więcej, lub tylko na sam kolor? Jak Wam podoba się to połączenie? :))) 



          Serdecznie pozdrawiam! :*

#258. Brązowe TRIO

      Dzisiaj na facebooku część z Was zażyczyła sobie posta dotyczącego cieni od Ingrid Cosmetics (Verona). Ze mną jak z dzieckiem, więc mówisz i masz :) Oto moje brązowe TRIO oznaczone numerkiem 44:




       Cienie zamknięte są w małym, przezroczystym opakowaniu. W jednej formule prasowanego cienia zawierają się 3 kolory - biel i dwa odcienie brązu. 

       Wyznaję zasadę, że brązów nigdy dość. Spisują się idealnie przy każdym makijażu - delikatnym dziennym, a także mocniejszym wieczorowym. 



     
        Cieni można używać solo na całą powiekę, można użyć samego cienia do zrobienia kresek, lub z płynem Duraline, można je także łączyć w makijaż typu smooky eyes, lub z innymi markami. Próbowałam łączyć je z cieniami Sleeka i ładnie współgrały ze sobą. 

        Ważną kwestią jest ich pigmentacja. O ile z brązami nie ma problemów, tak najjaśniejszy jest dość przeciętny. 





          Po nałożeniu pędzelkiem biel jest niemal niewidoczna. Pozostałe dwa są naprawdę przyjemne. Cienie nie są matowe, co ładnie rozjaśnia i podkreśla oko. Nie wymagają użycia bazy. Przyjemnie trzymają się przez cały dzień na powiece, nie rolując się. Wyjątkiem jest nakładanie ich na niezbyt trwały podkład. Tu nawet baza nie pomoże. Ja zazwyczaj używam kremu BB od Sorai, lub mieszanki Dermacol + Affinitone i tu wszystko jest OK. Kiedy nałożyłam je na krem BB tego samego producenta efekt był marny. 

          A tak prezentują się na powiece przy pełnym makijażu:






         To wersja delikatniejsza, którą zazwyczaj wybieram - typowa propozycja makijażu dziennego, na przykład do pracy lub na uczelnię. Przyjemnie się nakładają i nie są problematyczne przy rozcieraniu. Dodatkowym plusem jest fakt, ze nie osypują się i nie ma konieczności wykonywania makijażu oka przed nałożeniem podkładu. 

        Jak na cenę około 5 zł jest to naprawdę fajna opcja - otrzymujemy 3 cienie, które mogą przydać się w każdej chwili. Bez problemu możemy wykonać nimi prosty i szybki makijaż, który podkreśli nasze spojrzenie. 


       Warto wspomnieć, że są też dość wytrzymałe. Ja jako łamaga nie raz już je upuściłam na dywan, jak i na podłogę - nie skruszyły się, nadal są w świetnym stanie, podobnie jak opakowanie. :)




       A Wy co sądzicie o tych cieniach? Może już je znacie? Podoba Wam się ich kolorystyka? Jaki makijaż nosicie na co dzień?




        Pozdrawiam! 

#257. Zapomniany przeze mnie tag - kocham zimę

       Ponad miesiąc temu zostałam otagowana przez Paulinkę do zabawy. Zimy nie było, więc i większych chęci na odpowiedź też nie. Zima przyszła i chęci się znalazły :)))



1. Ulubiony produkt do ust:

        Są to wszelkie szminki, pomadki, lip-tinty. Uwielbiam kolor na ustach. Zazwyczaj są to odcienie różu, ewentualnie czerwień. Ostatnio najczęściej noszoną pomadką jest:



2. Ulubiony lakier do paznokci:

       Tu nie mam faworyta - każdy lakier noszę bez względu na porę roku, ale gdybym miała wybrać ulubieńców tych zimowych miesięcy byłyby to lakiery China Glaze - Pure Joy; Winter Holly; For Audrey:

Pure Joy

Winter Holly

For Audrey

3. Ulubiona świeca:

        Świec nie palę, natomiast kocham się w woskach. Ulubiona kompozycja zapachowa? Spiced Orange i Warm Spice. Typowo zimowe, ciężkie zapachy... 




4. Ulubione perfumy - zapach:

         Tu też wybieram dość ciężkie zapachy, obecnie jest to zapach od FM-u, odpowiednik Gabrieli Sabatini (nr 263).


5. Ulubiony napój:

         Kawa z cynamonem, grzane piwo lub wino... Mmmm... *_*

źródło


6. Ulubiony dodatek/ubranie:

          Zdecydowanie są to długie, ciepłe sweterki i kardigany. 



7. Ulubiona fryzura:

         Zwykłe, wysoko upięte kucyki, luźne koczki na czubku głowy lub po prostu rozpuszczone włosy. 

źródło

8. Co najbardziej lubisz robić zimą:

           Jeździć na snowboardzie, lub spędzać wieczory z herbatką, kocem, dobrym filmem, lub książką. :) Tej zimy stawiam na filmy i książki. Obecnie czytam, a wręcz pochłaniam ,,Rękę Mistrza'' Stephena Kinga (czy wspominałam już, że kocham książki Kinga?). 

źródło

9. Najładniejsze wspomnienie związane z zimą:

          I tu mam mega problem! Co roku nabywam ogrom wspaniałych wspomnień związanych z zimą, ze Świętami i moimi bliskimi.. :) Chociaż na myśl nasuwa mi się dzieciństwo i oczekiwanie na św. Mikołaja, czyli Tatę... :)

źródło



10. Ulubiony trend w modzie na zimę:

          Takiego brak. :)

11. Otaguj 4 ulubione blogi:

          Nie zrobię tego, bo nie mam tylko 4 ulubionych blogów, poza tym, bardzo chcę zachęcić Was wszystkich do zabawy! :) 




         Paulinko, dziękuję za zaproszenie do zabawy - ten tag wywołał ogromny uśmiech na mojej twarzy :)



         A Wy kochacie zimę? ;-)



        Pozdrawiam! :*

#256. Mała foto-relacja z wczorajszego spotkania blogerek :)

       Część z Was, która śledzi moją stronę na facebooku, zapewne wiedziała o wczorajszym spotkaniu, a także widziała już pierwszą fotkę, zapowiadającą dzisiejszy post :) 

       Organizatorka Magda spisała się rewelacyjnie - zapewniła nam mnóstwo atrakcji niemal na cały dzień. Spotkałyśmy się około 11:30 w Tifosi, gdzie miałyśmy chwilkę na pogaduchy i kawę. Następnie zapowiedziana prezentacja Make Up Factory, gdzie czas uciekał jak szalony, a rozmowom i zabawy z kosmetykami nie było końca. Miałyśmy szansę poznać firmę, jej asortyment, a także zabawić się i wykonać prace  z wykorzystaniem ich produktów. 
       Dowiedziałyśmy się także w jaki sposób najlepiej dobierać dla siebie kosmetyki kolorowe - największym zaskoczeniem dla mnie było dobieranie koloru różu :) Wiecie jak powinno się to robić? :)







        I rzucam na pożarcie moją pracę, którą naprawdę było niełatwo wykonać przy użyciu paluszków, patyczków kosmetycznych lub wacików :) Przyznam, że była to świetna zabawa! 



         Następnie na szybką prezentację wpadła pani Dagna z Soari. Żałuję, że trwało to tak krótko i nie miałyśmy szansy na jakąś pogawędkę, ale czas nas gonił. Mimo wszystko miałyśmy szansę zapoznać się z nowościami firmy. 





           Kolejną niespodzianką była jeszcze jedna prezentacja! Tym razem zapoznałyśmy się z firmą Mary Kay - i to na własnej skórze! Część z nas miała szansę użyć produktu do demakijażu (na pewno będę musiała je dorwać! :D), emulsji nawilżającej, a także pudru matującego, różu i rozświetlacza. Po raz pierwszy miałam do czynienia z taką prezentacją, co według mnie było genialnym pomysłem :) 





         Jakby tego było mało czekała nas jeszcze jedna prezentacja - obserwowałyśmy zabieg keratynowego prostowania włosów z firmą Alpha Keratyna, o ile mnie pamięć nie myli :) Ale tutaj miałyśmy dodatkową atrakcję - poznałyśmy synka Weroniki :) Niesamowicie uroczy młody mężczyzna! 




          Po wszystkich prezentacjach nastąpił czas prezentów, których ilość mnie przeraziła! Możecie zobaczyć część z nich na kanapach na poniższych fotkach. A znalazły się tam produkty firm: Nikwax, Lagenko, BIC, Cintamani, Joko Cosmetics, Etno Bazar, Czarna Perła, Drogeria Cytrynowa, Eko Drogeria, Fryzomania, Superkoszykpl, Kobietapisze.pl, Otien, Fandoo, Galeria Aishwarya, e-zebra, Bandi, Buziak style, Kamill, Dekoracyjna taśma, Paese, Equilibra, Biały Jeleń, Asa-laciBios femina, Baby ono (to chyba prezenty dla najmłodczych :))), Quiz Cosmetics, Chocola, Elpha Pharm, Sova i Evo Quick Dry, Flodomax, Sens.us, Eveline, Tołpa, Galeria zmysłów ,,Ukryte w słowach". 





          A tak wygląda moje ,,pudełeczko'', które wróciło ze mną do domu: 





         I kilka luźnych fotek :) 

Sylwia jak zawsze z aparatem! :)





         Na koniec wielkie podziękowania dla Magdy - za organizację, wszelkie atrakcje dla nas, a także za pamięć o naszych bliskich :))) 





         Serdecznie pozdrawiam! :)

#257. CHI, Keratin leave-in conditioner

      Jako, że zbliża się sesja, teraz trwa gorący okres zaliczeń na uczelni, czas na blogowanie! :) Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją odżywki CHI, którą mogliście zobaczyć ostatnio przy okazji posta o ulubieńcach grudnia
      Pisałam tam, że już niemal straciłam do niej cierpliwość i miałam pisać posta o bubelku, ale przy ostatnim użyciu, które miało być jak wyrok dla niej, niesamowicie mnie zaskoczyła! 




        Keratynowa odżywka znanej marki CHI zamknięta jest w miękkiej, plastikowej, nieprzezroczystej buteleczce w kolorze stali. Ile o grafice nie można tu wiele mówić, tak samo opakowanie ozdobione jedynie informacjami od producenta jest (według mnie!) niesamowicie eleganckie i wykonane z klasą. 
       Buteleczka z atomizerem mieści 177 ml produktu - dość nietypowa objętość, prawda? :) 

       Generalnie lubię wiedzieć ile produktu zużyłam, tak tutaj zupełnie nie przeszkadza mi nieprzezroczyste opakowanie, ponieważ podnosząc buteleczkę w stronę światła można ujrzeć ile odżywki jeszcze zostało. 




       Na odwrocie znajduje się szereg informacji od producenta, takich jak: sposób użycia w wielu różnych językach, skład, czy produkcja. Próbowałam wielokrotnie uchwycić jak najlepiej skład odżywki, ale niestety na okrągłej buteleczce jest to niezłe wyzwanie.. Jedyne co mogłam wyczarować to to: 




       Jak widać (albo i nie?) w składzie znajdują się: aminokwasy keratynowe, pantenol, olejek arganowy, olejek jojoba, gliceryna, ekstrakt z nasion chleba świętojańskiego (znalazłam informację, że jest on bogaty w peptydy i aminokwasy), nieco dalej za silikonami znalazł się także jedwab. 
       

        Jest to odżywka bez spłukiwania do stosowania zarówno na mokre jak i suche włosy. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam konsystencję tego produktu - zazwyczaj mgiełki i odżywki tego typu w buteleczkach z atomizerem mają płynną i lekką formułę. Ta wygląda jak... balsam do włosów lub klasyczna odżywka bez spłukiwania! :D 


        Atomizer radzi sobie z taką formą odżywki bardzo dobrze. Przy zdecydowanym naciśnięciu z odległości około 10 cm rozpyla ją w postaci mgiełki na spory obszar włosów, pozostawiając przez chwilę specyficzny i dość chemiczny zapach.




        No i tu zacznijmy mówić o efektach... Jak już wiecie, na samym początku byłam nieziemsko rozczarowana - po każdym użyciu moje włosy były suche, szorstkie, spuszone, a to wszystko do tego stopnia że mogłam zapomnieć o wyjściu z domu w rozpuszczonych włosach. 
        Sytuacja powtarzała się notorycznie, a ja ciągle miałam nadzieję na cud. Po kilku tygodniach odżywka poszła w odstawkę, a ja zdecydowałam się że przy okazji długiej przerwy świątecznej napiszę o niej parę niemiłych słów. Wtedy też postanowiłam przypomnieć sobie dokładnie efekt jaki dawała na włosach, tym bardziej, że miałam wtedy dzień dla siebie, bez żadnych wyjść. No i tu sytuacja odmieniła się o 180 stopni...!

         W grudniu po małej przerwie zaczęła mi służyć - włosy stały się milsze w dotyku, nie były spuszone, ale wygładzone i mięciutkie. Świetnie spisała się jako mgiełka ochronna przed prostowaniem włosów. Obecnie stosuję ją jako produkt wielofunkcyjny - czasami jest to odżywka bez spłukiwania, czasami stosuję ją pod prostownicę lub jako zabezpieczenie końcówek, innym razem ujarzmiam nią niesforne, lekko spuszone włosy. 

         Nie wiem skąd taka zmiana - włosy po niej prezentują się naprawdę dobrze! Włosy są zabezpieczone, nie odnotowałam większych zniszczeń. Świetnie wygładza, często używam jej w duecie z szamponem silikonwym, co daje efekt naturalnie prostych włosów. Kiedy widzę, że końce wyglądają na suche i/lub są nieprzyjemne w dotyku również sięgam po tę odżywkę, a włosy odwdzięczają się miękkością. 

        Obecnie jest to jedna z moich ulubionych odżywek do włosów. Świetnie spisuje się zarówno na długości, gdzie mam swoje naturalne włosy, jak i na rozjaśnianych końcówkach. :) Mimo częstego używania, zwłaszcza w ostatnim czasie, nie jestem pewna, czy udało mi się zużyć choćby 1/4 opakowania. Sądzę, że wystarczy mi jeszcze a dłuuuuugi czas :) 



        Trzeba przyznać, że warto mieć w łazience taki produkt. :) Buteleczka w sklepie Ambasada Piękna kosztuje obecnie na promocji 35 zł - sądzę, że jak na tak przyjemny i wydajny produkt jest to całkiem niezła cena.






        Co sądzicie o kosmetykach CHI? Lubicie je? Może miałyście przyjemność używać tej odżywki? Znacie, a może zastanawiacie się nad zakupem? ;-)




        Fakt, że produkt dostałam w ramach współpracy z Ambasadą Piękna, nie wpłynął na moją opinię. 






        Serdecznie pozdrawiam, a ja znikam do nauki! :*





PS. Ale się rozpisałam! :O Gratuluję wszystkim, którzy wytrwali do końca! :D <3