#9. Moja przygoda z małym przyjacielem - TT

     Dzisiaj chciałabym powiedzieć parę słów, jak zaczęła się moja historia - dość krótka - ze szczotką Tangle Teezer, nazywaną dookoła TT.
     Na początku wierzyłam, że moja stara, zwykła szczotka da sobie świetnie radę, po co mi kawałek plastiku za cenę około 60 zł?! Przecież to śmieszne, żeby ta miała być tak cudowna! No ale tyle było nad nią zachwytów że musiałam to sprawdzić osobiście. Fakt, szkoda było mi wydać 65 zł na wersję kompaktową, ale stwierdziłam, że ta przyda się o wiele bardziej, niż zwykła, klasyczna. Poza tym przekonał mnie ostatecznie wzór, jest po prostu... uroczy! ;-) I tak pojawił się mój mały przyjaciel TT...





     Od razu po odebraniu przesyłki wypróbowałam go na sobie. Zdziwił mnie nieco specyficzny odgłos przy czesaniu włosów, ale nie odstraszył. Szczotka rozczesała włosy całkiem dobrze, bez szarpania i ciągnięcia włosów. Porównując TT z poprzednią szczotką - niebo a ziemia! Naprawdę. 
     Zaraz poszłam umyć włosy i spróbowałam na mokro rozczesać włosy. Były dość spore komplikacje w niektórych miejscach, przez paskudny szampon z Syossa, o którym niedługo też napiszę parę słów. Ale poza tym, było rewelacyjnie! I tak zachwycałam się moim TT, do czasu, kiedy odkryłam, że moje włosy mają całkiem spore szanse na ładny skręt, więc zaczęłam postępować z zasadami CG. Niestety wykluczyć musiałam rozczesywanie włosów. Zaczęłam wtedy używać TT przy nakładaniu masek lub odżywek do włosów, a także do masażu skóry głowy. Nie poszedł i nie pójdzie w odstawkę, jest świetny! Takie urządzenie wielofunkcyjne, jak to Pani Gadżet określiła w swoim programie: ,,szczotka gadżet" :)

     Coś więcej o szczotce? Sporo osób narzeka, że wersja kompaktowa jest cięższa od klasycznej i mniejsza (co jest oczywiście logiczne) przez co źle się ją trzyma w ręce. Jak dla mnie mniejsze znaczy lepsze - mam małe dłonie, więc ta wersja jest idealna dla mnie. Poza tym nie muszę się martwić o to, że wrzucę ją do torebki a później znajdę powyginane ząbki na wszystkie strony świata. 



     Ciekawa jest także historia tej szczotki, którą pewnie wiele z Was zna, ale w wielkim skrócie przypomnę jak to się zaczęło. W angielskim (jeśli mnie pamięć nie myli) programie Dragon's Den znalazł się fryzjer Shaun Pulfrey, z pomysłem tej właśnie szczotki. Niestety inwestorzy odmówili współpracy, twierdząc, że TT będzie nietrafionym interesem. I jakże się mylili. Pan Shaun P. nie poddał się, znalazł fundusze i tak oto powstała znana na całym świecie szczotka Tangle Teezer, która jak się okazuje jest świetnie sprzedającym się produktem. No cóż, dziękujemy Panu Pulfrey'owi za to, że postawił na swoim i możemy się cieszyć naszymi szczotkami :)
     Jeśli ktoś mnie zapyta czy polecam, odpowiem bez wahania że tak. ;-)
     

     Pozdrawiam,
     

     sm.

5 komentarzy:

  1. Miałam TT, ale odstawiłam, bo mi się szybciej rozdwajały końcówki :< Chociaż nie wiem do końca czy to on był przyczyną, ale tt oddałam TŻtowi a sama używam już tylko drewnianego grzebienia i szczotki z włosia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a mi służy, nie rozczesuję włosów zbyt często, końce rozdwajają mi się od rozjaśniania, więc nie widzę żadnych skutków ubocznych używania TT ;)))) a do tych szczotek z włosia nie byłam nigdy przekonana ;>

      Usuń
  2. mnie pozostają grzebienie, ze względu na kręcone włosy ;) ale tak to pewnie też bym zainwestowała.

    OdpowiedzUsuń
  3. szkoda,że taka droga;/moze kiedys kupie;)
    pozdrawiam,zapraszam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szkoda, ale z biegiem czasu mówię, że warto. ;))

      Usuń