#56. Laminowanie włosów

     Jestem chyba ostatnią z bloggerek, która jeszcze nie sprawdzała laminowania włosów na sobie. Ale wczoraj to się zmieniło. ;)
     Jak to zrobiłam? Metodą Anwen - 1 łyżka żelatyny na 3 łyżki gorącej wody. Jednak w trakcie mieszania dolewałam jeszcze trochę - miałam problem z rozpuszczeniem żelatyny. Taką mieszankę zostawiłam na chwilę, żeby umyć włosy. Po 10 minutach niespodzianka - zamiast cieczy mam galaretkę :)
     No i kombinowanie jak tu sobie z tym poradzić.. Nie mam mikrofalówki, więc co robić?



     Wtedy przypomniał mi się patent sprzed paru dni na ogrzanie olejku z Green Pharmacy - nalałam gorącą wodę do garnka i w to wsadziłam miskę z galaretką. Całe szczęście, że podziałało :) Po rozpuszczeniu dodałam łyżkę Kallosa, zmieszałam i nałożyłam na odsączone z wody włosy.
     Pierwsze co mnie zaskoczyło to wydajność. Taka mieszkanka wystarczyłaby spokojnie na dwie takie głowy jak moja. Połowę niestety wylałam. Porządnie wsmarowałam to we włosy, założyłam na głowę reklamówkę, owinęłam to ręcznikiem i czekałam 45 minut. 
     Jak ze zmywaniem? Ciężko mi ocenić. Zmywałam kilka minut, ale miałam wrażenie że było to zrobione niedokładnie, włosy były takie... toporne i zbijały się w kolonie, które naprawdę ciężko było rozczesać. Ciężko je i teraz rozczesać więc coś w tym musi być. 
     Po wyschnięciu wierzchnia warstwa, ta najbardziej zniszczona spuszyła się nieco, chociaż to i tak nie jest ten sam puch co po rozczesaniu włosów po umyciu ;) Miłe zaskoczenie. Włosy u nasady są delikatne i miękkie, najbardziej podoba mi się efekt na grzywce. Warstwa spodnia włosów też zadowolona - miękkie i o wiele łatwiej je rozczesać. 

     Niestety zdjęcia mam tylko takie, ale widać, że spód zareagował przyjemnie, a góra nieco się spuszyła ;)






     Na pewno jeszcze skuszę się na laminowanie, jednak bardziej zwrócę uwagę na spłukiwanie włosów ;)




     A tu rzecz, która nieziemsko mnie rozbawiła wczoraj wieczorem:






     




     Nie wiem co mój blog ma wspólnego z takim hasłem, ale jakby nie było - fajna sprawa :D

     



     Pozdrawiam, 

     sm.

16 komentarzy:

  1. teraz to chyba tylko ja nie laminowałam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie laminowałam i raczej laminowac nie będę po tym co czytam u dziewczyn na blogach :)

      Usuń
  2. Jednak Ci wyszło;) Mój puch się już trochę zmniejszył na szczęście. Jeszcze doładowałam żelu lnianego. Ale włosy są nadal mięciutkie. Może następnym razem lepiej wyjdzie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie próbowałam i chyba nie zamierzam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja po laminowaniu mam tak gładkie, że z chęcią robiłabym to za kazdym razem gdy myję głowę... :-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko jak widać zależy od włosa :) zazdroszczę takiego efektu! :)

      Usuń
  5. Dobrze że dużej krzywdy nie zrobiła żelatynka :))

    Mnie ostatnio ktoś 4 razy znalazł pod hasłem 'łyse baby' ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahaha, łyse baby?! :D masakra! :)

      Usuń
  6. Ja już dwa razy laminowałam i jestem zadowolona :) To jak takie pytanie już padło to odpowiedz nam jak zostać znaną i ładną moviestar? :D Pytanie mnie rozwaliło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz, sama chciałabym to wiedzieć... ;)

      Usuń
  7. Nie jesteś ostatnią blogerką, która wypróbowała laminowanie - ja dopiero się do tego zbieram ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. laminowanie jeszcze przede mna:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie jesteś ostatnia, ja również nie laminowałam włosów i raczej mnie do tego nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Na mnie laminowanie dobrze się nie sprawdziło....
    Otagowałam Cię :D

    OdpowiedzUsuń
  11. u mnie się sprawdziło laminowanie. :)

    OdpowiedzUsuń